Perplexity kupuje Chrome za 34,5 mld dolarów – co dalej?
Nowy etap w wojnie technologicznej – szach i mat czy tylko rozgrywka medialna?
Rzadko spotyka się na rynku technologicznym wydarzenie, które wywołuje tak szeroką gamę emocji zarówno wśród profesjonalistów, jak i wśród zwykłych użytkowników internetu. Sierpień 2025, świeża informacja: startup z segmentu sztucznej inteligencji, Perplexity, składa ofertę wartą 34,5 miliarda dolarów za przeglądarkę Google Chrome. Oferta, która nawet dla osoby codziennie obracającej się w tematach AI, biznesów technologicznych i automatyzacji, brzmi dość… niecodziennie, żeby nie powiedzieć – zuchwale.
Nie ukrywam, gdy zobaczyłem pierwsze newsy, przetarłem oczy ze zdumienia. Przecież jeszcze niedawno Perplexity wyceniano na około 18 miliardów – czyli mniej niż połowę wartości, na jaką opiewa ich propozycja dla Google. To trochę jakby student kończący właśnie licencjat postanowił kupić własną uczelnię, i to za kwotę przekraczającą majątek rodziców i połowy sąsiadów razem wziętych. Ale, jak wiadomo, świat wielkich pieniędzy i nowych technologii ma swoje własne prawa. W końcu „odważnym szczęście sprzyja”, chociaż równie często „kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”.
Dlaczego Chrome? Kilka refleksji o wartości cyfrowych tytanów
Muszę przyznać, że sam mam do Chrome specyficzny stosunek. Przez lata korzystałem z różnych przeglądarek, testowałem różne rozszerzenia, grzebałem w ustawieniach, aż w końcu… i tak zawsze wracałem do Chrome. Według szacunków to najpopularniejsza przeglądarka świata, z ponad 3,5 miliardami użytkowników i około 60% udziałem w rynku. Nie ma oczywiście róży bez kolców – jedni narzekają na pamięciożerność, inni na politykę prywatności, jeszcze inni po prostu na „wszechobecność Google’a”. Mimo to, przez ostatnie lata trudno było sobie wyobrazić poważnego konkurenta na tym polu.
Takie wyobrażenia zmieniają właśnie firmy podobne do Perplexity – młode, zwinne (no, może nie wspomnę tu konkretnych słów, których mam nie używać), z olbrzymim apetytom na podbój cyfrowego świata. Perplexity nie pierwszy raz próbuje „namieszać” na rynku. Ich rozwiązania AI, zapowiedź autorskiej przeglądarki Comet i próby wbijania się pomiędzy gigantów budzą respekt – no i wywołują zamieszanie, na którym marki tego typu zyskują wizerunkowo najbardziej.
Jakby nie patrzeć – rynek przeglądarek to więcej niż tylko kawałek tortu reklamowego
Na moim własnym „pole bitwy” – czyli w dziedzinie marketingu, wsparcia sprzedaży oraz automatyzacji biznesu – Chrome jest wręcz platformą wyjściową dla olbrzymiej części narzędzi i procesów. Wyobrażam sobie, że pod nowym właścicielem kierunek rozwoju mógłby gwałtownie się zmienić – i to nie zawsze zgodnie z oczekiwaniami marketerów, firm e-commerce czy nawet zwykłych użytkowników, którzy do stabilności Chrome się przyzwyczaili.
Antymonopolowe tornado i geneza wystąpienia Perplexity
Prawdziwe przyczyny, dla których Perplexity zdecydowało się na tak śmiały ruch, leżą jednak nie tylko w biznesowym głodzie sukcesu, lecz także w tle prawnym. Ostatnie miesiące stoją pod znakiem głośnego procesu antymonopolowego przeciwko Google w USA. Już w 2024 roku federalny sędzia Amit Mehta uznał, że kalifornijski moloch „trochę” za mocno trzyma łapę na rynku wyszukiwarek. Sąd nie powiedział ostatniego słowa – rozważane są rozmaite „środki naprawcze”, z których najbardziej radykalnym wydaje się właśnie przymusowa sprzedaż Chrome lub jej fragmentów.
Perplexity, jakby przeczuwając zmianę wiatru, przygotowało ofertę typowo „pod proces”. Tym razem – nie dla poklasku, tylko by rzeczywiście wstrzelić się w oczekiwania sądu i regulatorów. W oficjalnym liście do szefa Alphabetu, Sundara Pichaia, zapewniają, iż gotowi są „przejąć Chrome w interesie publicznym, jako podmiot niezależny”. Ważne: nie chodzi o zakup całej firmy, wyłącznie o aktywa (aplikację i markę Chrome).
Oferta Perplexity – deklaracje, które mają złagodzić rynkowy szok
Wchodząc w szczegóły, warto przywołać kilka zobowiązań Perplexity:
- Utrzymanie wsparcia i dostępności Chrome przez minimum 100 miesięcy po przejęciu.
- Pozostawienie użytkownikom możliwości wyboru ustawień domyślnych, nawet z Google jako domyślną opcją.
- 3 miliardy dolarów na rozwój silnika Chromium przez dwa lata – wsparcie całej społeczności open source.
- Zachowanie neutralności w kwestii prywatności i przyzwyczajeń użytkowników.
Dla mnie, jako osoby dbającej na co dzień o komfort pracy online i o automatyzację procesów, kluczowe są te pierwsze dwa punkty. Zbyt często widzieliśmy nagłe zmiany, które rozbijały „ekosystemy” pracy w firmach na drobne (no, wystarczy choćby wspomnieć niektóre „udoskonalenia” w Gmailu…). Jeżeli Perplexity serio planuje trzymać się takiego podejścia, jest szansa, by użytkownicy nie musieli pakować na zapas „plecaka z alternatywami”.
Finasowanie oferty – czy Perplexity faktycznie ma tyle środków?
Warto tutaj dodać, że propozycja to nie wyłącznie „papierowa deklaracja”. Startup ponoć już dogadał się z dużymi funduszami inwestycyjnymi VC, które miałyby wyłożyć część pieniędzy. Problem polega na tym, że oficjalne listy inwestorów do dziś nie ujawniono. Pojawiają się też niepotwierdzone pogłoski, że nie każdy z rzekomo zaangażowanych VC jest przekonany do pomysłu młodego giganta AI.
Z mojego punktu widzenia, przypomina to trochę znane w Polsce „kup pan cegłę” – jest pomysł, są chęci, jest marketingowy zapał, ale czy będzie rzeczywista realizacja? No właśnie, czas pokaże.
Stanowisko Google – dlaczego żaden z wielkich nie chce oddać korony?
Google, jak dotąd, nie udzielił żadnego oficjalnego komentarza na temat samej oferty. Nastręcza to oczywiście masy spekulacji. Podczas niedawnych zeznań przed sądem Sundar Pichai dość wyraźnie podkreślał, że siłowe działania (np. przymusowa sprzedaż Chrome) mogą zaszkodzić inwestycjom w nowe technologie i – co najważniejsze – bezpieczeństwu użytkowników.
Trudno się dziwić – przecież mówimy o największej przeglądarce internetowej globu, potężnym narzędziu marketingowym i ogromnym źródle danych. Oddanie takiego klejnotu rodowej korony byłoby dla Google sytuacją, z którą, powiedzmy, nikt nie chciałby się mierzyć.
Często powtarzam – jeśli coś działa i przynosi efekty od dziesięcioleci, firmy niechętnie się tego pozbywają. A jeżeli już, to pod przymusem. I tu właśnie kluczową rolę może odegrać decyzja sądu. Jeśli USA wymusi taki ruch, być może Chrome rzeczywiście zmieni właściciela – pytanie tylko, czy Perplexity zdoła przebić ofertę innych graczy (spekuluje się np. o OpenAI czy nawet Apple – choć to, moim zdaniem, jeszcze bardziej „science-fiction”).
Prawne smaczki, których nie można przeoczyć
W całej tej układance najmniej mówi się chyba o konsekwencjach prawnych takiej transakcji. Sprzedaż aktywów, na których zbudowana została połowa cyfrowego świata, to nie przelewki – zwłaszcza w kontekście unijnych regulacji, RODO, a także interesów samego Google (np. AdSense, Google Ads, Analytics). Z doświadczenia wiem, że czasem przeniesienie nawet niewielkiej aplikacji SaaS potrafi „zjeść” tygodnie, o ile nie miesiące, więc transfer miliardowego projektu to, za przeproszeniem, zupełnie inna liga.
Motywy Perplexity – głębsza analiza i własny ogląd sprawy
Nie będę ukrywać, że jako praktyk (i trochę marzyciel cyfrowy), patrzę na cały ten ruch Perplexity również przez pryzmat strategii marketingowej. To, że oferty dużych przejęć bywają, delikatnie mówiąc, elementem szerzej zakrojonej strategii komunikacyjnej, wiemy przecież od lat. Co więcej, Perplexity właśnie wypuszcza swoją przeglądarkę Comet – więc wydźwięk „walczymy ze smokiem Google, dla dobra całej ludzkości!” wyjątkowo dobrze pasuje do popularyzacji nowego produktu.
Poza tym, czy przypadkiem historia nie zna już podobnych (choć mniejszych) zagrywek PR-owych? Pamiętam przypadki w polskiej branży startupowej, gdy firmy po głośnych, choć mało realnych ofertach, wcale nie liczyły, że transakcja dojdzie do skutku. Poklask, zainteresowanie mediów i – co najważniejsze – potężny napływ nowych użytkowników do własnych produktów to w końcu wymierne korzyści.
Na marginesie: w przypadku, gdyby jednak sąd nakazał sprzedaż Chrome, walka dopiero by się zaczęła. Perplexity już dziś musi przygotować się (tak jak każdy z nas w biznesie) na „najgorszy możliwy scenariusz” – czyli wejście do gry innych wielkich, jak Apple czy OpenAI. To już nawet nie gra w szachy, tylko pełnoskalowa szachownica 3D, na której ruch każdego pionka śledzi cały świat.
Rynek AI kontra giganci – nowa karta w grze
Po cichu liczę, że to właśnie startupy AI podobne do Perplexity mogą wytrącić z rąk gigantów monopol na cyfrowe narzędzia codziennego użytku. Z drugiej strony jestem świadomy, że „starzy gracze” nie zamierzają oddawać pola bez walki. Jak mówi stare dobre: „gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta” – być może na całej tej rozgrywce najbardziej skorzystają… użytkownicy końcowi.
Co dalej z ekosystemem Chrome? Scenariusze na najbliższe lata
Wyobraźmy sobie, że do transakcji jednak dochodzi. Nowy właściciel – Perplexity – wprowadza własne wizje rozwoju. Jako praktyk marketingu i automatyzacji z wykorzystaniem AI (w tym make.com czy n8n), muszę rozważyć kilka opcji, które rzeczywiście mogą zmienić oblicze rynku:
- Większa otwartość na niestandardowe integracje i automatyzacje – rosnąca rola AI w łączeniu usług, API, pluginów i automatycznych rozwiązań.
- Szansa dla alternatyw – przeglądarki Comet i inne mogą szybciej zdobywać zaufanie firm i internautów, zwłaszcza jeśli Perplexity zintegruje AI i automatyzacje z nowymi usługami.
- Wspólne API dla rozwiązań AI i pracy zespołowej – otwarte standardy mogą wyprzeć zamknięte modele działania, które przez lata forsował Google.
- Zmiany w polityce prywatności i przechowywaniu danych – nowy właściciel, jeśli tylko dotrzyma słowa, nie będzie już miał takiej motywacji do „zasysania” informacji reklamowych na masową skalę.
Patrząc z boku, to trochę jak otwarcie okna na świat, do którego przez lata nikt nie miał klucza. Oczywiście, pojawiają się obawy – czy Perplexity nie będzie chciał zbudować „własnej klatki” na bazie kodu Chrome? To pytanie praktycznie codziennie pojawia się na branżowych forach, gdzie sam od czasu do czasu zabieram głos.
Wpływ na ekosystem reklamowy i narzędzia wsparcia sprzedaży
Nie bez powodu Google przez tyle lat umacniał pozycję Chrome jako centrum wszystkich swoich „wynalazków” reklamowych. Wyobraźmy sobie przejęcie przez Perplexity – czy Google Ads pozostanie domyślną opcją? Czy ekosystem tagowania, remarketingu, programów partnerskich nie zostanie bezpowrotnie rozbity? Tego na dziś nie wie chyba nikt, może nawet sam szef Perplexity.
Jako osoba zawodowo zajmująca się wdrażaniem automatyzacji oraz rozwoju sprzedaży, widzę tutaj ogromne ryzyko, którym muszą zainteresować się nie tylko duże agencje, ale i mniejsze firmy działające na własnych stronach, e-commerce’ach czy platformach B2B.
Jak zmieni się świat automatyzacji w cieniu takiego przejęcia?
Dla mnie to temat, który wywołuje sporą ekscytację – bo ostatecznie, każda rewolucja w przeglądarkach przekłada się na nowe możliwości programistyczne, a tym samym – nowe szanse na automatyzacje w make.com, n8n czy innych narzędziach, na które stawiają coraz bardziej ambitne i rozwojowe firmy.
- Szybsza adaptacja nowych technologii: Przeglądarka pod rządami Perplexity z dużym prawdopodobieństwem szybciej wdroży API i pluginy związane z AI.
- Więcej personalizacji dla firm i ekspertów od analityki: Nowy model rozwoju pozwoli lepiej zarządzać skryptami, makrami i automatyzacjami wdrażanymi przez firmowe zespoły marketingowe oraz sprzedawców.
- Zacieśnienie integracji z narzędziami do automatyzacji sprzedaży: Możliwość natywnej integracji Chrome z narzędziami typu make.com czy n8n wydaje się bardzo prawdopodobna.
- Otwartość na środowiska programistyczne: Być może Perplexity otworzy przeglądarkę nawet szerzej niż obecnie, pozwalając na głębszą współpracę z developerami narzędzi zewnętrznych.
Przyznam, że wielu moich klientów już dziś pyta, czy taka zmiana oznaczać będzie trwałe „otwarcie furtek” dla kreatywnych rozwiązań, na które wiele osób dotychczas nie miało odwagi (albo… nie miało do nich dostępu).
Realnie czy tylko medialnie – kto rzeczywiście zyska na tej grze?
Nie ukrywajmy – nawet jeśli Perplexity nie wygra wyścigu po Chrome, już dziś osiągnął sporo. Oferta, o której mówi cała branża, to zastrzyk rozpoznawalności i dowód na nieposkromioną fantazję młodych menedżerów AI. W praktyce, nawet jeśli sąd nie zmusi Google do sprzedaży, startup już zapisał się w annałach historii technologii na długie lata. „Nie ma róży bez kolców”, powtarzam sobie raz po raz – z każdym odważniejszym pomysłem, także tym z pozoru nierealnym, świat IT posuwa się krok do przodu.
Oczywiście, beneficjentów całej rozgrywki będzie więcej – oto kilka możliwych „zwycięzców”:
- Użytkownicy końcowi – większy wybór przeglądarek i, być może, bardziej „ludzkie” podejście do prywatności oraz personalizacji.
- Twórcy narzędzi automatyzujących pracę – pojawi się przestrzeń do nowych integracji i tworzenia „przeglądarek szytych na miarę”.
- Konkurencja rynkowa – większa szansa na rozwój alternatywnych rozwiązań (kto wie, może Firefox albo Opera nagle złapią wiatr w żagle?).
- Cała branża marketingowo-sprzedażowa – część firm, która pracuje dziś niemal wyłącznie „pod dyktando” jednego ekosystemu, dostanie wreszcie trochę oddechu.
Przyszłość pełna znaków zapytania – i okazji
Patrząc z perspektywy eksperta od automatyzacji, sprzedaży i wdrożeń AI widzę, że sytuacja wymusza na firmach wypracowanie nowych scenariuszy działania. Coraz wyraźniej czuć, że nadchodzi czas dla tych, którzy potrafią myśleć nietuzinkowo i „łapać byka za rogi” – bo, jak się mawia, „każda zmiana to okazja, żeby wyjść na swoje”.
Sam już dziś przygotowuję własne „plany awaryjne” na wypadek gruntownych zmian. Na wszelki wypadek sprawdzam, czy alternatywy dla automatyzacji w make.com czy n8n nie są lepsze właśnie pod kątem integracji z przeglądarkami niezależnymi od Google.
Polski punkt widzenia – czy nas to w ogóle dotyczy?
No właśnie – czy polskie firmy, marketerzy i użytkownicy muszą rzeczywiście drżeć o jutro? Tak i nie. Po pierwsze: polski rynek, choć mniejszy niż amerykański, błyskawicznie adaptuje trendy z Zachodu (często szybciej niż na to zasługujemy). Zmiana właściciela Chrome to zatem praktycznie gwarancja rewolucji dla tysięcy polskich przedsiębiorców, agencji i specjalistów automatyzujących sprzedaż w sieci.
Po drugie: dla polskich programistów oraz integratorów (w tym tych związanych z make.com czy n8n), przejęcie przez Perplexity to realna szansa na „przepchnięcie” własnych pomysłów, które dotychczas przepadały w gąszczu korporacyjnych procedur Google.
Oczywiście, zagrożeń nie brakuje. Choćby takich, że nowy właściciel postawi sobie za punkt honoru budowanie własnego ekosystemu – z własnymi wtyczkami, własnym „sklepem” i własnym systemem płatności za integracje AI. Byłby to moment, w którym „wolność” zamienia się w nowe „złote kajdany”.
Oczami użytkownika: czego się spodziewać?
Przede wszystkim – stabilności i przejrzystości deklaracji. Czuć, że Perplexity stawia na dobre PR-owe ruchy („utrzymamy wsparcie przez 100 miesięcy”, „nie grzebiemy w Twoich danych”, „nie narzucamy domyślnego wyszukiwarki”). Dopóki te obietnice będą dotrzymywane, możemy spać spokojnie – zakładam, że przynajmniej przez pewien czas.
Jednak, jak nauczyło nas życie z globalnymi usługami, w przypadku dużych zmian bezpieczniej jest „mieć plan B”. Ja sam od roku testuję równolegle inne przeglądarki i monitoruję rozwój narzędzi AI automatyzujących codzienną pracę. To chyba najlepsza lekcja, jaką daje taka historia – nie polegaj na jednym narzędziu, bo jutro jego los może zależeć od kogoś, kogo dziś jeszcze nie znasz.
Wnioski: czy to tylko „burza w szklance wody”, czy iskra zapalna rewolucji?
Nie ukrywam, historia Perplexity kontra Google przypomina mi nieco pamiętny mecz Dawida z Goliatem. Nawet jeśli Google nie sprzeda Chrome, samo poważne wystąpienie z ofertą zakupu stało się wydarzeniem, które odmieniło układ sił na rynku – przynajmniej pod kątem PR-u i rozwoju nowych rozwiązań AI. W marketingu (a tym przecież zajmuję się na co dzień) nie liczy się tylko rzeczywiste przejęcie, ale historia, którą się wokół niego opowiada.
Innymi słowy: Perplexity już wygrało na polu medialnym. Jako startup AI, który odważył się rzucić rękawicę najpotężniejszemu graczowi internetu, zapisuje się w historii. A na świecie lubimy opowieści o „małych rekinach, które próbują zjeść wieloryba” – nawet jeśli finał bywa zupełnie inaczej skonstruowany niż w baśniach.
Żeby nie było: „nie ma róży bez kolców”, jak mawiają starzy wyjadacze w biznesie i technologii. Przed Perplexity mnóstwo przeszkód – kapitał do spłacenia, ewentualna walka z innymi chętnymi, ułożenie relacji z programistami i całym ekosystemem biznesowym. Ale – i na tym polega piękno tej branży – żadna ścieżka nie jest z góry przesądzona.
Perspektywa praktyka: co powinien zrobić ktoś, kto żyje z marketingu i automatyzacji?
Osobiście szykuję się na wszystkie scenariusze – testuję alternatywy, przygotowuję rezerwowe procesy, sprawdzam nowe rozwiązania w make.com, n8n i innych narzędziach, na których bazują moi klienci. Zakładam, że wielu z Was robi to samo, czasami nawet bez świadomości, że to właśnie „duże rzeczy” dziejące się na świecie mogą zmienić nasze codzienne checklisty, automatyzacje i przepływy pracy.
Moje trzy rady na najbliższe miesiące? Proszę bardzo:
- Nie śpij – testuj alternatywy już dziś: Być może za chwilę Chrome będzie pod innymi rządami, a wtedy czas reakcji okaże się Twoim atutem.
- Bądź gotowy na nowe integracje: Rynek automatyzacji zmienia się na oczach wszystkich. Sprawdzaj, które narzędzia najlepiej działają z różnymi przeglądarkami i usługami AI.
- Obserwuj, ucz się, wybieraj świadomie: Każda, nawet medialna, bitwa o tak ważny produkt jak Chrome to dobry pretekst, żeby uporządkować własny „warsztat cyfrowy” i być gotowym na zmiany.
A Ty? Wybierasz stabilność czy śmiałe nowości?
Niezależnie, po której stronie stoisz – zespół Google walczący o status quo, czy bardziej team Perplexity oraz „nowa fala AI” – jedno jest pewne: trwająca rewolucja zmieni kształt cyfrowego świata, w którym żyjemy. Czy zyska na tym biznes? Bez wątpienia. Czy straci ktoś, kto się nie dostosuje? Tu chyba nie ma złudzeń.
Ja sam kibicuję odważnym, bo „kto pyta, nie błądzi”, a kto ryzykuje, może czasem wygrać wszystko, a innym razem – przynajmniej zapisać się na dłużej w pamięci świata biznesu i nowych technologii.
I dlatego, nawet jeśli oferta Perplexity kupna Chrome za 34,5 mld to tylko wykwit medialnej kreatywności, a Google pozostanie właścicielem swojego flagowego produktu jeszcze przez dekady, my – użytkownicy, marketerzy i twórcy automatyzacji – już zmieniliśmy sposób myślenia o przyszłości przeglądarek.
No, i co tu dużo mówić: w świecie IT „jutro” oznacza często więcej, niż cała przeszłość razem wzięta.
—
Tekst przygotowany przez zespół Marketing-Ekspercki. Inspiracje i analizy własne oraz ogólnodostępne źródła medialne (m.in. [1][2][3] – szczegóły dostępne na życzenie). Zdjęcie: bithub.pl (materiał ilustracyjny, prawa do zdjęcia należą do wskazanego serwisu).
Źródło: https://bithub.pl/gieldy/google-chrome-na-sprzedaz-oferta-za-345-mld-zlozona-przez-spolke-warta-18-mld/