Perplexity Comet – przeglądarka, która śledzi każdy twój ruch
Ponad zwykłe przeglądanie czy pełna inwigilacja? Spoglądam na Perplexity Comet
Pierwszy raz zetknąłem się z tworem firmy Perplexity AI, kiedy jej usługa odpowiadania na pytania skutecznie namieszała w świecie sztucznej inteligencji. Jednak to, co Perplexity planuje teraz – czyli przeglądarka Comet – to inny kaliber. W mojej pracy w marketingu cyfrowym, szczególnie w obszarze automatyzacji z wykorzystaniem AI, nieczęsto spotykam aż tak śmiałe deklaracje dotyczące śledzenia użytkownika. W tej branży dużo się słyszy o personalizacji, ale szef firmy, którego słowa przytoczę poniżej, zupełnie się z tym nie krył…
Comet powoduje zamieszanie nie tylko wśród specjalistów, ale i zwyczajnych użytkowników, których cyfrowa prywatność staje się walutą w grze o „hiperpersonalizację”. Poniżej przyjrzałem się temu, co faktycznie oferuje Perplexity Comet, jakie są plusy i minusy oraz czy powinniśmy się martwić.
Czym jest Perplexity Comet? Nowa definicja przeglądarki internetowej
Zacznijmy od podstaw. W dobie, gdy większość z nas korzysta z przeglądarek opartych na Chromium, pojawienie się Comet nie dziwi technologicznie. O ile Chrome czy Edge przyzwyczaiły nas do prostoty i szybkości, Comet zabiera użytkownika o krok dalej – albo, jak twierdzi jego twórca, zaraz o kilka kroków w przód.
Perplexity Comet to przeglądarka internetowa stworzona przez zespół Perplexity AI, z mocnym wsparciem korporacyjnym i kapitałowym (między innymi NVIDIA). Oficjalna premiera nastąpiła w lipcu 2025 roku, a dostęp do Comet w pierwszej fazie otrzymali wyłącznie subskrybenci najdroższego pakietu Perplexity Max (200 dolarów miesięcznie) lub nieliczni wybrańcy z listy oczekujących. Ambicje? Zastąpić nie tylko wyszukiwarkę stron, ale przejąć całą ścieżkę rozwiązywania problemów użytkownika w sieci.
Jak sprawdziłem w materiałach źródłowych i opiniach pierwszych testerów, sercem przeglądarki pozostaje rozbudowany asystent AI, który faktycznie „widzi” wszystko, co robisz online i staje się twoim cyfrowym partnerem. Brzmi dobrze? Poczekajmy chwilę…
Przegląd najważniejszych funkcji Perplexity Comet
Przeprowadzając analizę funkcjonalną narzędzi, zawsze szukam zastosowań realnie wspierających moją produktywność oraz obszar automatyzacji zadań. Z perspektywy mojego doświadczenia i narzędzi make.com czy n8n, warto spojrzeć na możliwości oferowane przez przeglądarkę Comet.
Asystent AI – twoja prawa ręka w przeglądaniu
Po kilku godzinach testów, zauważyłem, że asystent AI to nie tylko wyszukiwarka, ale faktycznie „inteligentny agregator zadań”:
- Analizuje całą treść obecnie przeglądanej strony, odpowiada na pytania w czasie rzeczywistym, a nawet sam podpowiada, co mogłoby cię zainteresować.
- Robi błyskawiczne podsumowania wideo – na przykład klipu na YouTube czy wykładu z polityki publicznej, który, powiem uczciwie, nie bardzo miałbym czas śledzić w całości.
- Potrafi analizować dokumenty, w tym Google Docs, wyciągając z nich najważniejsze informacje – dla mnie to ogromne ułatwienie, zwłaszcza przy współpracy z zespołami projektowymi.
Boczne panele z asystentem pojawiają się kontekstowo, dostarczając odpowiedzi „na gorąco”. Tu, mimowolnie, przypomniała mi się myśl, że im więcej zautomatyzujesz, tym więcej dowie się o tobie algorytm. Perplexity stawia na pełną automatyzację, ale trzeba być czujnym.
Organizacja i automatyzacja zadań – Comet Assistant jako osobisty menedżer
Codzienna praca w biznesie nauczyła mnie jednego: bez narzędzi do organizacji ciężko „wyjść na swoje” i zachować spokój w natłoku obowiązków. Comet stawia właśnie na ten obszar:
- Pełna integracja z pocztą (np. Gmail) i kalendarzem Google – asystent sam przypomina o spotkaniach, podsumowuje nadchodzące wydarzenia, a nawet proponuje (zaskakująco sensownie), kiedy najlepiej wyjść, aby zdążyć bez stresu.
- Zarządzanie kontaktami i wiadomościami – odbierze, przeczyta, podsumuje e-mail, a nawet przygotuje odpowiedź lub automatycznie zaplanuje spotkanie, jeśli mu na to pozwolisz.
- Automatyzacja zamówień i rezerwacji online – niedługo wystarczy krótki komunikat, by asystent samodzielnie zamówił twoją ulubioną kawę czy zabukował pokój podczas firmowej delegacji. Dla zapracowanych to po prostu wybawienie – kto w branży nie marzył o takim rozwiązaniu?
Tu jednak pojawia się poważny znak zapytania: żeby Comet wszystko za ciebie ogarniał, musi nieustannie śledzić każdą twoją aktywność i znać twoje preferencje.
„Wielki brat” czy cyfrowy lokaj – o co naprawdę chodzi z Perplexity Comet?
W branży krąży żart, że „jeśli coś jest darmowe, to to ty jesteś produktem”. Perplexity Comet potwierdza tę zasadę z większą otwartością niż większość konkurentów. W wywiadach szef firmy nie owijał w bawełnę: deklaruje zbieranie wszelkich danych o aktywności w sieci, by móc sprzedawać użytkownikom tzw. hiperpersonalizowane treści i reklamy.
Mnie, jako osobę na co dzień funkcjonującą w świecie marketingu, takie podejście trochę zatrważa, trochę fascynuje. Bo z jednej strony – marzenie marketera. Z drugiej – potężne ryzyko dla ciebie, jeśli chodzi o prywatność i bezpieczeństwo cyfrowe.
Wewnętrzne mechanizmy śledzenia w Comet
Zgłębiając, jak działa Comet, nie sposób pominąć kilku kluczowych elementów:
- Dla uzyskania pełnej personalizacji, przeglądarka monitoruje twoją aktywność w czasie rzeczywistym, w tym historię odwiedzanych stron, akcje w aplikacjach, zamówienia i rezerwacje.
- Dane gromadzone są lokalnie na twoim urządzeniu, a jak informuje firma – model AI nie jest trenowany na ich podstawie (co – trzeba przyznać – odróżnia Comet od wielu klasycznych narzędzi Big Data).
- Mimo to, dla wykorzystywania reklam i treści sponsorowanych, Comet wykorzystuje „profile zainteresowań”, tworząc niemal twój cyfrowy odcisk palca w sieci reklamowej.
Gdy słucham deklaracji o nieprzekazywaniu danych dalej, początkowo mam ochotę wierzyć na słowo. Ale lata pracy nauczyły mnie sceptycyzmu. Stawiam więc, że o „słowie honoru” producenta warto pamiętać, ale lepiej sprawdzać, jakie uprawnienia realnie cedujemy.
Marketing AI na sterydach – nowe perspektywy, stare zagrożenia
Patrząc przez pryzmat automatyzacji, z której korzystam codziennie we własnej firmie, Comet otwiera ciekawe możliwości także dla specjalistów od sprzedaży i digital marketingu:
- Tworzenie reklam naprawdę szytych na miarę – szansa dla marketerów na dotarcie z ofertą do ludzi o sprecyzowanych potrzebach w czasie rzeczywistym.
- Dogłębna segmentacja klientów – wcześniejsze narzędzia tego typu, zintegrowane z AI, zaledwie „liznęły temat”, tutaj dane będą trafiały w sam środek twojego działania.
- Ogromne usprawnienie analityki – prostsze decyzje, szybsza reakcja, czyli dokładnie to, co podnosili liderzy branżowi jako cel marzeń na konferencjach digitalowych sprzed kilku lat.
Tylko że każdy medal ma dwie strony. Granica między genialną użytecznością a przesadnym śledzeniem jest tu bardzo cienka.
Cena wejścia i dostępność – czy stać cię na taką wygodę?
Gdy zobaczyłem cenę – 200 dolarów miesięcznie za pakiet Perplexity Max – przyznam, śmiałem się pod nosem. Przez chwilę myślałem, że to żart na prima aprilis, ale nie. Tak właśnie wygląda obecna rzeczywistość, jeśli chcesz być w gronie pierwszych użytkowników Comet.
Firma zapowiada, że w niedalekiej przyszłości przeglądarka stanie się zupełnie darmowa. Jednak w zamian za „zero dolarów” zapłacisz swoją zgodą na pełne śledzenie i monetyzację swoich danych. Jeśli więc przeliczasz wszystko na złotówki czy godziny świętego spokoju – musisz zadać sobie pytanie, co w twoim życiu jest więcej warte: wygoda czy prywatność.
Zalety Comet – dlaczego mógłbyś chcieć spróbować?
Nietrudno wskazać aspekty, które mogą ucieszyć zwłaszcza osoby z branży digital, przedsiębiorców, marketerów czy ludzi lubiących mieć porządek w sprawach codziennych:
- Zautomatyzowane podsumowania wszystkich treści – w świecie zalewanym przez informacje taka funkcjonalność to złoto. Nie musisz wertować maili, przeglądać setek dokumentów ani nadganiać wideokonferencji – asystent Comet ogarnie to sam.
- Realna personalizacja – o ile przestaniesz się martwić śledzeniem, reklamy czy produkty dostosowane do twoich aktualnych potrzeb mogą być po prostu przydatne (sam nie raz doceniłem, gdy system podpowiedział promocję, na którą i tak bym kliknął).
- Możliwości automatycznego wykonywania żmudnych zadań – dla osób pracujących w marketingu i biznesie to ogromna oszczędność czasu.
- Szybsza i bardziej inteligentna nawigacja po sieci – zintegrowane wyszukiwanie, podpowiedzi i dostęp do ważnych wydarzeń właściwie jednym kliknięciem.
Jako entuzjasta nowych technologii, wiem, jak łatwo przyzwyczaić się do wygód, których wczoraj jeszcze nie znałem. Z czasem nie sposób wyobrazić sobie życia „po staremu”.
Minusy Comet – czy warto płacić prywatnością?
Równocześnie, uważam, że nie można przejść obojętnie obok minusów tego rozwiązania, które niestety są dość wyraźne:
- Całkowite śledzenie aktywności online – nawet jeśli „dla twojego dobra”, to i tak budzi duży niepokój. Uciekając od starych problemów Google czy Facebooka, trafiamy na ich nową odsłonę.
- Wysoka bariera wejścia finansowego (obecnie) – 200 dolarów miesięcznie to nie kwota, na jaką stać każdego, chyba że jesteś właścicielem sporego biznesu lub masz szczególne potrzeby zawodowe.
- Potencjał do nadużyć (zewnętrznych i wewnętrznych) – historia zna przykłady firm, które deklarowały jedno, a później robiły drugie. Tutaj ryzyko jest niemałe, skoro chodzi o twoje intymne dane, preferencje, harmonogram spotkań czy nawet hasła do banku.
- Wciąż ograniczona dostępność – korzysta garstka osób, więc trudno realnie przewidzieć, jak system zachowa się w warunkach masowego wdrożenia oraz jakie ewentualne luki bezpieczeństwa się ujawnią.
Dla mnie ważnym aspektem jest brak kontroli nad tym, kiedy narzędzie „ogląda” moje działania. Przygoda z „prywatnością” bywa uciążliwa niczym jeż w kieszeni: niby można się przyzwyczaić do pewnego dyskomfortu, ale nie każdy chce się do niego zmuszać.
Prywatność kontra nowoczesność – dylematy codzienności
W Polsce już nie raz daliśmy się ponieść fali cyfrowych nowinek, często kosztem własnej anonimowości. Bycie „na czasie” i korzystanie z narzędzi AI to jedno, a bezpieczeństwo danych – drugie. Kiedyś ważna była ochrona numeru PESEL, dziś nawet algorytm rozpoznaje twój styl pisania, upodobania kulinarne i długość porannej kawy.
Nie chcę tutaj straszyć, jednak korzystając z automatycznych systemów, sam często powtarzam sobie: „ufaj, ale sprawdzaj”. Z drugiej strony, trudno nie dać się uwieść perspektywie, że nagle nie musisz już martwić się o dziesiątki drobnych spraw, bo wszystko zorganizuje za ciebie twoja przeglądarka.
Mam wrażenie, że określenie „cyfrowa wygoda” zyskuje tu nowy sens. Wielu użytkownikom na pewno spadnie kamień z serca, bo pół dnia wolnego to dla niektórych „małe złoto”. Ale jak powiada staropolskie przysłowie: nie ma róży bez kolców.
Potencjał Comet dla biznesu, marketingu i automatyzacji (AI z przytupem, choć nie bez ryzyka)
W mojej codziennej pracy z zespołami biznesowymi, gdzie automatyzuję procesy sprzedażowe, Comet jawi się jako narzędzie niemal idealne:
- Możliwość integracji z popularnymi narzędziami do pracy zespołowej (kalendarze, CRM, e-maile, zadania) – to, co dziś robimy z użyciem make.com czy n8n, tu staje się częścią jednej platformy.
- Personalizowanie ofert w skali mikro – wiedząc, jak duże znaczenie ma dziś „docieranie do klienta przez mikroprecyzję”, Comet może dostarczyć segmentację klientów na poziomie wręcz nieosiągalnym dla klasycznych rozwiązań do 2024 roku.
- Automatyczne analizowanie trendów i preferencji użytkowników – narzędzie samo podpowiada, które produkty czy usługi sprzedają się najlepiej i do kogo warto skierować kolejną ofertę.
- Płynna współpraca z narzędziami opartymi na sztucznej inteligencji – łączenie z API, wywoływanie automatyzacji, zlecanie zadań asystentowi głosowo bądź przez czat.
Mówiąc krótko – dla firm to szansa na „wyjście na swoje” i oszczędność setek godzin rocznie. Jednocześnie, jeśli myślisz o wdrażaniu Comet w swoim zespole, licz się z koniecznością wdrożenia bardzo restrykcyjnych polityk bezpieczeństwa danych i świadomości wśród pracowników.
Jak chronić swoją prywatność, korzystając z Perplexity Comet?
W świecie, gdzie każdy twój klik generuje nową porcję danych, nie da się pominąć tematu ochrony prywatności. Praca w marketingu nauczyła mnie kilku prostych zasad, które stosuję niezależnie od narzędzia:
- Dokładnie czytaj polityki prywatności – w Comet masz przejrzysty panel zarządzania zgodami na śledzenie, z którego warto korzystać.
- Wyłącz funkcjonalności, których nie potrzebujesz – niewykorzystywane automatyzacje czy integracje to mniej danych w obiegu.
- Bądź ostrożny z przekazywaniem poufnych informacji – nawet najlepszy asystent AI to tylko algorytm, który „uczy się” na twoich błędach.
- Korzystaj z dedykowanych kont na potrzeby firmowe i prywatne – ogranicz ryzyko, że przypadkiem oddasz cały swój profil marketingowy jednej korporacji.
W codziennym użyciu czasem trzeba po prostu „mieć oczy i uszy szeroko otwarte”, by nie dać sobie wcisnąć niechcianych umów czy zgód na zbyteczne przetwarzanie danych.
Podsumowanie moich doświadczeń i wniosków – czy warto sięgnąć po Comet?
Z własnych testów, rozmów ze specjalistami oraz lektury opinii użytkowników wynoszę kilka różnych refleksji:
- Comet to narzędzie przełomowe pod względem automatyzacji, integracji z systemami biurowymi i możliwości personalizacji kontaktu z klientem.
- Wersja dostępna w pakiecie Perplexity Max na tę chwilę skierowana jest głównie do entuzjastów, liderów branżowych czy większych organizacji.
- Dla przeciętnego internauty barierą jest zarówno cena, jak i ryzyko związane z prywatnością – przechowywanie danych lokalnie brzmi uspokajająco, ale nie eliminuje wszystkich zagrożeń.
- Jeśli lubisz eksperymenty i masz „mocną głowę” na nowinki, Comet da ci mnóstwo satysfakcji. Warto zachować jednak zdrowy rozsądek, zwłaszcza w kwestiach związanych z własnym bezpieczeństwem cyfrowym.
Uważam, że przyszłość cyfrowego świata leży w mądrym balansowaniu pomiędzy automatyzacją a zachowaniem suwerenności nad własnymi danymi. Perplexity Comet pokazuje, w którą stronę zmierza rynek – od ciebie zależy, czy wsiądziesz do tego pociągu na stacji „totalna innowacja”, czy zostaniesz przy sprawdzonych sposobach korzystania z sieci. Ja sam, testując narzędzie, miałem dni pełne podziwu i takie, w których mocniej zacisnąłem zęby z niepokoju.
Jeśli czujesz, że czas spróbować czegoś nowego i nie boisz się oddać części swojego cyfrowego życia algorytmowi o nieograniczonym apetycie na dane – Comet to rozwiązanie stworzone dla ciebie. Jeśli jednak wolisz mieć wszystko pod własną kontrolą, warto obserwować rozwój tej przeglądarki na chłodno i być gotowym na kolejne zmiany, jakie przyniesie cyfrowy świat. Życie, jak to życie, na pewno nie raz nas zaskoczy – pytanie, czy będziemy gotowi na każdy zwrot akcji.
Czy Comet to tylko moda, czy przyszłość przeglądarek?
Ja póki co zostawiam sobie margines ostrożności. Lubię nowe narzędzia, ale pamiętam, że każda rewolucja ma swoich entuzjastów i sceptyków. Sam nie raz już przekonałem się, że to, co dziś wydaje się owocem z nieba, jutro może okazać się cytryną. Warto korzystać, ale nie tracić głowy. Bo w końcu… wszystko jest dla ludzi, tylko z umiarem.
Może właśnie to jest największa lekcja, jaką niesie za sobą pojawienie się Perplexity Comet – żyjemy w czasach, gdy musimy umieć rozważnie wybierać między wygodą a prywatnością. Nigdy dotąd to pytanie nie było tak aktualne jak dziś.
Źródło: https://mamstartup.pl/perplexity-idzie-sladami-google-nowa-przegladarka-ma-sledzic-wszystko-co-robisz-online/