Perplexity AI i 34,5 mld za Chrome – realna szansa czy ryzyko?
Wstęp: Technologiczny rollercoaster, czyli kwota, która działa na wyobraźnię
W branży technologicznej praktycznie codziennie trafiam na nowinki, które zaskakują nawet takich jak ja – oswojonych z nagłówkami o inwestycjach z dziewięcioma zerami. Ale propozycja przejęcia Google Chrome przez Perplexity AI za 34,5 miliarda dolarów naprawdę wprawiła mnie w lekkie osłupienie. Ot, kolejny przykład, jak branża rozwija się w tempie, którego nie powstydziłby się żaden ekspres.
Patrząc na temat z perspektywy eksperta od automatyzacji i AI, nie sposób nie zadumać się nad motywacjami Perplexity, chłodnym realizmem finansowym tej transakcji oraz możliwymi reperkusjami, które dotkną każdego użytkownika internetu – także mnie i ciebie.
O co w ogóle chodzi Perplexity AI?
Na początku myślałem, że cała sprawa to żart, ale im głębiej w las, tym więcej drzew, a sprawa okazuje się nad wyraz prawdziwa.
Perplexity AI nie proponuje 34,5 miliarda za kod przeglądarki, bo Chromium dostępny jest przecież w modelu open-source. Klucz tkwi zupełnie gdzie indziej: chodzi o dane. Dane, które będąc paliwem współczesnej sztucznej inteligencji, osiągają wartość trudną do wycenienia nawet przez twardych zawodników z Doliny Krzemowej.
Przeciętny użytkownik zapewne nie widzi w Chrome nic ponad wygodny sposób na przeglądanie internetu. Jednak kiedy przyjrzeć się bliżej, wychodzi na jaw fakt, że to właśnie Chrome jest jednym z największych na świecie zbiorników informacji o nawykach internautów:
- ponad 3 miliardy użytkowników na całym świecie,
- dziesiątki miliardów wyszukiwań miesięcznie,
- olbrzymi strumień danych o zachowaniach on-line, które dla firm AI są cenniejsze niż złoto (albo bitcoin, jak kto woli).
Nie mogę się powstrzymać, żeby nie zauważyć pewnej analogii – w mojej codziennej pracy przy projektowaniu automatyzacji regularnie powtarzam, że „dane to nowe paliwo napędzające biznes”. I mam nieodparte wrażenie, że Perplexity AI również myśli w tych kategoriach.
Publiczne zobowiązania Perplexity – co właściwie zaproponowano?
Na papierze wszystko wygląda dość przejrzyście. Po ewentualnym przejęciu Perplexity AI zobowiązało się nie zmieniać domyślnej wyszukiwarki (Google pozostaje na miejscu), kontynuować otwarty rozwój Chromium, a wręcz dołożyć 3 miliardy dolarów na ten cel przez dwa lata. Niby drobiazg, ale przekazuje pewien ważny sygnał do społeczności. Sam, jako osoba od lat działająca w otwartym oprogramowaniu, wiem, jak wiele znaczy jasna deklaracja transparentności i dostępności kodu.
Można by powiedzieć: wilk syty i owca cała. Google zachowuje domyślność swojego silnika, a tysiące deweloperów z całego świata wciąż mogą rozwijać swoje projekty bazując na Chromium. Ale czy rzeczywiście tak byłoby w praktyce? Mam mieszane uczucia, bo życie już niejednokrotnie mnie nauczyło, że diabeł tkwi w szczegółach.
Wycena transakcji – magia wielkich liczb
34,5 miliarda dolarów – za dużo, za mało czy w sam raz?
Nie da się tego inaczej określić – taka suma naprawdę robi wrażenie. To już nawet nie Fort Knox, to raczej rezerwy kilku państw rozwijających się.
Wyceny padające w mediach są różne:
- Według Gabriela Weinberga (DuckDuckGo) Chrome powinno być warte około 50 miliardów dolarów.
- Pojawiają się też szacunki wskazujące na jeszcze wyższe kwoty (nawet kilkaset miliardów!), jeśli liczyć wartość bazy użytkowników i wpływu na rynek przeglądarek.
Zestawmy to z wyceną samego Perplexity AI – niecałe 18 miliardów, co oznacza, że firma wyłożyłaby niemal dwukrotność swojej wartości (choć oczywiście przy wsparciu inwestorów). W tej branży widziałem już kuriozalne wyceny jednorożców, ale taki krok zakrawa na pokerowe podbicie stawki, w którym Perplexity ryzykuje właściwie wszystko na jedną kartę.
W mojej opinii, to trochę jak powiedzenie „idę va banque i niech się dzieje, co chce”. W duszy mam cichą nadzieję, że nie jest to tylko zagranie pod publikę.
Jak wygląda to z perspektywy Google?
Dla Google sprzedaż Chrome to jak oddanie własnego dziecka pod opiekę sąsiadowi, który… choć miły, może mieć inne plany na wychowanie. Chrome to przecież nie tylko przeglądarka, ale i naczelny generator danych dla „ekosystemu” (mimo że nie przepadam za tym słowem). Utrata go równałaby się nie tylko spadkom przychodów z reklam, lecz także wygaszeniu pewnej epoki internetu kontrolowanego przez jeden koncern.
Byłoby to zatem wydarzenie, o którym opowiadałoby się przez lata podczas branżowych konferencji – oczywiście przy filiżance porządnej kawy, bo przecież nikt z nas nie zasypia gruszek w popiele, gdy na horyzoncie majaczy taki zwrot akcji.
Co napędza Perplexity? Motywacje, czyli gdzie jest haczyk
Nie da się ukryć – stawka jest ogromna, a wyczyn Perplexity znajduje się na styku bliskim szaleństwu. Popatrzmy na możliwe motywacje:
- Dostęp do danych użytkowników – można by napisać odyseję o tym, jak dane przekładają się na lepsze modele AI, trafniejszą personalizację treści i skuteczniejsze algorytmy rekomendacji.
- Wzrost pozycji rynkowej – wyobraź sobie, jak po takim ruchu Perplexity plasuje się nie tylko w rankingach startupów AI, ale i globalnych graczy cyfrowego sektora.
- Możliwość rozwinięcia własnej przeglądarki agentowej „Comet” – już dziś Perplexity eksperymentuje z rozwiązaniami agentowymi; przejęcie Chrome mogłoby pozwolić im dodać skrzydeł swojemu projektowi.
Analizując te punkty, można by pomyśleć, że Perplexity chce zabawić się w „nowego władcę internetu”. Może przesadzam, ale czasem wystarczy jedno dobre rozdanie, by wszystko postawić na głowie.
Szerszy kontekst: Google pod presją urzędów i… konkurencji
Burza w amerykańskiej polityce i nad głową Google
Mnie nie zaskakuje, że właśnie teraz powraca temat zbycia Chrome. Google od miesięcy boryka się z postępowaniami antymonopolowymi w USA. Słysząc relacje ze znajomych zza Oceanu, odnoszę wrażenie, że Google coraz częściej musi tłumaczyć się z praktyk dotyczących reklam, domyślności własnych aplikacji, czy integracji usług. Tempora mutantur, zwłaszcza jeśli administracja USA dorzuca do pieca i sugeruje zbycie jednej ze swoich cyfrowych pereł.
Oczywiście, w praktyce nie oznacza to, że Google już pakuje przeglądarkę do pudła i wywozi windą do nowego biura w Kalifornii. Ale sygnał, że „coś się dzieje” jest czytelny. Google, przynajmniej oficjalnie, nie komentuje sprawy – co dobrze znamy także z własnych doświadczeń: im większy kryzys, tym mniej gadania do czasu podjęcia decyzji.
Kto zyska na rozpadzie „cyfrowego monopolu”?
Jak pokazuje historia rynku IT, spuszczenie pasa gigantom zwykle otwiera drzwi młodszym, głodnym podmiotom. Jedni patrzą na to z obawą, inni z radością. Ja się zbytnio nie łudzę – korzyści na końcu i tak zagarną ci, którzy najlepiej zainwestują w dane i AI.
Scenariusz, w którym Perplexity rzeczywiście przejmuje Chrome, oznaczałby jednak nową erę: przeglądarką zarządza spółka A, domyślną wyszukiwarką wciąż jest B, a dane użytkownika pływają gdzieś pomiędzy. Kto więc wyjść na swoje? Tutaj mam sporą niepewność, bo przecież nie ma róży bez kolców, a takie przekładanki często kończą się zamieszaniem dla użytkowników końcowych.
Chrome jako narzędzie, dane jako waluta
Powiedzmy sobie jasno – przeglądarka internetowa już dawno przestała być tylko „oknem na świat”. W codziennym życiu to platforma, przez którą przepływa cała nasza aktywność cyfrowa:
- logujemy się do banków, sklepów internetowych, kont mailowych,
- startujemy automatyczne procesy, obsługujemy webowe API,
- angażujemy się w relacje, szukamy informacji, klikamy w reklamy – często zupełnie nieświadomie.
Z perspektywy kogoś, kto od lat wdraża narzędzia marketingowe i automatyzuje działania marketing-sprzedażowe, znam wartość przewagi, jaką daje bezpośredni dostęp do źródeł danych klientów. Przeglądarka jest idealnym punktem wyjścia do budowy hiperpersonalizowanych doświadczeń – dlatego firmy AI ścigają się o nią jak o bułeczki prosto z pieca w sobotę rano.
Perplexity i marketingowy szum – przypadek czy sprytny plan?
Nie da się ukryć, że nawet sama zapowiedź takiej transakcji to świetna reklama dla Perplexity. W świecie, gdzie każda wzmianka w mediach przekłada się na inwestycje i wycenę, sam jestem ciekaw, ile realnych pieniędzy i kontaktów biznesowych ten news faktycznie wygeneruje.
Często widzę sytuacje, gdzie startup rzuca śmiałą propozycję, niekoniecznie licząc na zamknięcie transakcji, ale celując w efekt domina. Nawet jeśli Google całkowicie zignoruje ofertę, Perplexity i tak zyskuje globalny rozgłos, a inwestorzy szepcą między sobą: „Widziałeś to zagranie? Może warto się przyjrzeć bliżej”.
W mojej ocenie to ruch pod tytułem „zaryzykuj, jeśli chcesz wygrać więcej”. Przecież kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana.
AI kontra AI – agentowe przeglądarki i bitwa cyfrowych tytanów
Perplexity i Comet – co już wiadomo?
Nie sposób nie wspomnieć o własnej przeglądarce Perplexity, czyli Comet. To narzędzie agentowe, które – zgodnie z rynkowymi trendami – wykorzystuje sztuczną inteligencję do wspierania użytkownika w codziennych zadaniach: od podpowiedzi podczas wyszukiwania, przez analizę otwieranych stron, aż po sugerowanie optymalnych rozwiązań w realnym czasie.
Zastanawiam się, czy przejęcie Chrome byłoby tylko „przemalowaniem” znanej marki, czy raczej rewolucją w podejściu do funkcji przeglądarki. Moim zdaniem Perplexity może celować w innowacje w obszarach, które Google omija – chodzi tu przede wszystkim o zgodność z trendami automatyzacji i agentów AI.
OpenAI, Microsoft i reszta stawki
Nie samym Perplexity żyje rynek. Scena technologiczna roi się od firm, które chcą uszczknąć coś dla siebie z tortu przeglądarek przyszłości. Słychać plotki o zainteresowaniu ze strony OpenAI oraz mniej znanych, lecz dynamicznych podmiotów z Chin czy Indii. Microsoft ze swoim Edge również nie zamierza odpuszczać pola walki.
Branżowe media coraz głośniej mówią o tym, że najbliższe lata przyniosą bitwę agentów AI zintegrowanych z przeglądarkami. Jako analityk i praktyk nie mogę pozostać obojętny na sygnały o wyścigu na rozwiązania, które będą łączyć eksplorację sieci, personalizację i automatyczne wykonywanie zadań.
Prywatność, bezpieczeństwo i lojalność użytkowników
Jednym z największych wyzwań przejęcia Chrome przez jakikolwiek podmiot będzie zdobycie zaufania użytkowników. Lata przywiązania do logo Google, setki zapisanych haseł, zakładek, integracji z innymi usługami… To nie jest „przełącznik”, który można przekręcić bez poważniejszych konsekwencji.
Powiem wprost – każda zmiana właściciela rodzi pytania o:
- przyszłość prywatności danych,
- wiarygodność obietnic dotyczących bezpieczeństwa,
- transparentność działań firmy zarządzającej przeglądarką.
Sam miałem już okazję pracować dla firm, które po zmianie właściciela straciły część swoich lojalnych użytkowników – nie zawsze z powodu obiektywnych strat, czasem wystarczyła sama obawa, że „inni będą teraz zaglądać mi przez ramię”.
Jak użytkownicy mogą zareagować?
Moim zdaniem większość ludzi poczeka, co się stanie, ale już zaraz po ogłoszeniu transakcji możemy spodziewać się:
- fali artykułów o bezpieczeństwie i prywatności,
- porównań obecnych i potencjalnych alternatyw (Firefox, Edge, Safari),
- akcji „przenoszę się na coś pewniejszego”, jeśli tylko pojawią się wątpliwości co do przyszłości projektu.
Nie przekonuje mnie zapewnienie, że „wszystko zostaje po staremu”, bo jak mówi stare polskie powiedzenie: „gdy zmienia się właściciel, zmienia się porządek”.
Czy to w ogóle możliwe? Analiza szans i zagrożeń
Mocne strony Perplexity
- Znaczące doświadczenie w AI oraz analityce predykcyjnej,
- Świeże spojrzenie na rozwój produktów cyfrowych,
- Wsparcie potężnych funduszy inwestycyjnych (przynajmniej w teorii).
Tego typu atuty mogą, choć nie muszą, przekonać ludzi do nowego rozdania. Sam pamiętam czasy, gdy Google wchodziło na rynek jako młody gracz i wielu nie wróżyło im sukcesu – jednak konsekwencja i śmiałość wywróciły układ sił właśnie tak, jak to widzimy dziś.
Słabe strony i realne ryzyka
- Brak doświadczenia w prowadzeniu tak gigantycznej operacji (przeniesienie ciężaru 3 mld użytkowników to nie przelewki),
- Podejrzliwość regulatorów – szczególnie na rynku USA i Europy,
- Ryzyko odpływu części bazy użytkowników do konkurencji,
- Konieczność szybkiego spełnienia obietnic rozwoju projektu open-source (a wiem z autopsji, że społeczność potrafi być bardzo krytyczna, jeśli tylko pojawi się jakiś zgrzyt).
Bez dwóch zdań – Perplexity ryzykuje swój cały majątek i reputację. W branży technologicznej każda zła decyzja odbija się szerokim echem, a korzystając z AI i narzędzi automatyzujących procesy biznesowe, trudno sobie pozwolić na potknięcia.
Czego możemy się spodziewać? Scenariusze na najbliższe miesiące
Na pewniaka nikt nie zna przyszłości, ale bazując na znajomości rynku i obecnych trendach, pokuszę się o wskazanie kilku prawdopodobnych scenariuszy:
- Google odrzuca propozycję, Perplexity wzmacnia markę – najbardziej prawdopodobna opcja. Rozgłos zostaje, wartości inwestorów rosną, a przeglądarka Comet nabiera jeszcze większego znaczenia jako ciekawy eksperyment.
- Ofensywa agentów AI – Perplexity i konkurenci rozwijają własne narzędzia, wykorzystując przewagę marketingową wynikłą z całej akcji.
- Google decyduje się na radykalne kroki – zbycie lub podział produktów, co przewróci porządek w świecie cyfrowym. Skutki – trudne do przewidzenia, ale rynek technologiczny już nieraz radził sobie z takimi rewolucjami.
- Zwiększona presja regulatorów – intensyfikacja audytów i zmian prawnych dotyczących przechowywania oraz przekazywania danych między podmiotami.
Nie zdziwi mnie, jeśli za pół roku to właśnie Perplexity AI będzie partnerem w innowacyjnych automatyzacjach wdrażanych przez nas dla dużych marek w Polsce – rynek lubi doceniać odważnych, ale też dokładnie patrzy im na ręce.
Czy Perplexity to zagrożenie czy szansa dla rynku AI i automatyzacji biznesowej?
Patrząc z perspektywy firmy zajmującej się wsparciem sprzedaży i automatyzacją procesów (m.in. przy pomocy make.com czy n8n), widzę kilka kluczowych kwestii, które warto podkreślić:
- Dostęp do masowych danych może pomóc w wykształceniu nowych generacji narzędzi AI – lepszych, szybszych, z bardziej precyzyjnymi rekomendacjami.
- Otwarta rywalizacja AI skłoni innych graczy do podniesienia jakości – zarówno w zakresie modeli predykcyjnych, jak i personalizacji usług.
- Zwiększona transparentność (jeśli faktycznie pojawi się 3 mld dolarów na rozwój open-source) może przyspieszyć wdrażanie nowych standardów bezpieczeństwa i jakości.
Jedno z moich ulubionych powiedzeń brzmi: „każda rewolucja zaczyna się od szumu”. Aktualne wydarzenia wpisują się w ten trend jak ulał.
Potencjalne zagrożenia nie do zignorowania
Po drugiej stronie medalu czeka kilka realnych problemów:
- Brak spójnej polityki prywatności – szczególnie wtedy, gdy dane użytkowników trafią w ręce nowego gracza.
- Ryzyko „przeoptymalizowania” usług pod kątem monetyzacji danych, kosztem jakości doświadczenia klienta.
- Niekontrolowany wyścig na automatyzacje, gdzie wszystko dzieje się szybciej niż nawet najbardziej sprawna kancelaria prawna nadąża za zmianami prawnymi.
Jak widać, dużo tu niewiadomych – ale przecież taki już urok bycia na styku technologii, biznesu i AI.
Opinie branżowe – co mówią eksperci, a co podpowiada doświadczenie?
Zdania są podzielone. Ci, którzy od lat siedzą w analizach rynku cyfrowego, przekonują, że nastał czas otwarcia się na nowe rozwiązania i oddania inicjatywy startupom AI. Inni biją na alarm, ostrzegając przed możliwością manipulowania rynkiem przez podmioty, które nie udowodniły się jeszcze w dużych wdrożeniach.
Jako praktyk wiem jedno: nawet najlepszy plan może posypać się jak domek z kart, jeśli zabraknie spójnej wizji i konsekwencji w działaniach. W tej branży nie wystarczy mieć pieniądze – trzeba wiedzieć, czego chce się od ludzi i jak dbać o ich zaufanie.
Czego nauczyłem się z precedensowych przejęć?
Historia uczy pokory i pokazuje, że nie każdy, kto kupił „diament”, potrafił nim potem błyszczeć.
- Pamiętam entuzjazm przy przejęciu WhatsApp przez Facebooka i rozczarowanie części użytkowników po zmianach polityki prywatności.
- Podobnie było z LinkedIn pod skrzydłami Microsoftu – długo trwało, zanim serwis odzyskał swój impet po początkowym spadku lojalności.
Za każdym razem sukces zależał od tego, czy nowy właściciel faktycznie rozumiał wartość społeczności oraz jakość produktu.
Jaką przyszłość projektuje ten ruch dla rynku martech, automatyzacji i AI?
Na przestrzeni ostatniej dekady marketing i sprzedaż stają się coraz mocniej zrośnięte z automatyzacjami i AI. Pozwól, że przytoczę parę praktycznych implikacji, które sam zauważam pracując z narzędziami typu make.com czy n8n:
- Dane z Chrome mogą zasilić algorytmy AI do predykcji zachowań klientów – skuteczność lead scoring czy hiperpersonalizacja ofert zyskają następny bieg.
- Otwartość kodu źródłowego da agencjom martech nowe możliwości budowania dedykowanych rozwiązań, integracji z CRM czy automatyzowanych systemów reklamowych.
- Nowa fala agentów AI wymusi na dostawcach SaaS-ów większą elastyczność i przeniesienie ciężaru rozwoju na integracje, a nie zamknięte ekosystemy.
Jestem przekonany, że jeśli Perplexity rzeczywiście stanie się „właścicielem okna na internet”, polskie firmy szybko zauważą nową szansę na wykorzystanie AI do sprzedaży i marketingu. I tutaj widzę swoją rolę: pomagać naszym klientom nie zgubić się w tym informacyjnym gąszczu.
Podsumowanie: Szansa, ryzyko i odrobina polskiego zdrowego rozsądku
Na koniec zostaje klasyczna rozterka: czy przyszłość budować na śmiałości niekonwencjonalnych graczy, czy raczej trzymać się sprawdzonych rozwiązań.
Z mojego doświadczenia wynika, że największe sukcesy odnoszą ci, którzy nie boją się nowości, ale zawsze trzymają rękę na pulsie i mają przygotowany plan B na każdą okazję. Perplexity AI z pewnością pokazuje, jak ważny jest dziś dostęp do danych oraz odwaga do podjęcia nawet najbardziej kontrowersyjnych decyzji.
Czy Google zdecyduje się na sprzedaż Chrome? Czy Perplexity jest gotowe udźwignąć taki ciężar? Tego nie wie dziś nikt. Ale jedno jest pewne: na nudę w świecie technologii raczej nie ma co liczyć, a my – jako obserwatorzy, praktycy i użytkownicy – nadal będziemy trzymać rękę na pulsie.
Niech zatem Perplexity AI i 34,5 mld dolarów będą dla nas przypomnieniem, że świat cyfrowy wymaga odwagi i chłodnej głowy zarazem. A jeśli przy tym zyskamy kilka narzędzi do lepszego marketingu i automatyzacji – ja jestem jak najbardziej za.
—
Artykuł powstał w ramach bloga Marketing-Ekspercki. Jeśli masz pytania o zastosowania AI, automatyzacje make.com i n8n lub wsparcie sprzedaży – napisz do mnie, chętnie podzielę się praktycznymi wskazówkami i zrealizuję audyt dla Twojej firmy.
Źródło: https://www.chip.pl/2025/08/perplexity-ai-chrome-35-mld-dol