Perplexity AI kontra Cloudflare – spór o omijanie blokad stron
Wprowadzenie do konfliktu Perplexity AI i Cloudflare
Niejednokrotnie w swojej pracy obserwowałem, jak świat sztucznej inteligencji ściera się z branżą bezpieczeństwa sieciowego. Ostatnio głośno zrobiło się o sprzeczce między Perplexity AI – wyszukiwarką AI – a firmą Cloudflare, która niejednemu wydawcy stron WWW jest znana choćby z twardych reguł zapór i usług DNS. Cloudflare oskarżył Perplexity o działania, które trudno uznać za standard – chodziło o omijanie blokad i ukrywanie tożsamości podczas pobierania treści ze stron. Sprawa rozpaliła branżowe media i otworzyła nową kartę w dyskusji o granicach botów AI. Osobiście czuję, że taki konflikt był tylko kwestią czasu – bo „nie ma róży bez kolców”.
Na przestrzeni ostatnich tygodni pozwoliłem sobie zebrać zarówno relacje bezpośrednich zainteresowanych, jak i komentarze ekspertów, żeby nie bazować jedynie na suchych, jednostronnych oskarżeniach. W tym wpisie postaram się przybliżyć, na czym dokładnie polega spór, jakie są argumenty obu stron i jak ta sytuacja może wpłynąć na branżę marketingu oraz wydawców internetowych w Polsce i Europie.
Geneza konfliktu: O co oskarżono Perplexity AI?
Nie bez kozery Cloudflare uznawane jest za „strażnika porządku” w sieci. Firma ta postawiła Perplexity AI zarzut, że system chwytał za różne techniczne sztuczki, aby pozyskiwać zawartość stron pomimo oficjalnych blokad, zarówno na poziomie pliku robots.txt, jak i zabezpieczeń WAF.
- Zmiana user-agenta na „przeglądarkowy” – zamiast jawnie przedstawiać się jako bot, ruch Perplexity miał podszywać się pod typowe przeglądarki, na przykład Chrome na macOS.
- Rotacja adresów IP – system miał korzystać z szerokiej puli adresów, aby trudniej go było zidentyfikować i zablokować.
- Wykorzystanie różnych systemów autonomicznych (AS) – dzięki temu ruch z pozoru wyglądał na pochodzący z różnych, niezwiązanych serwerów.
- Ominięcie rejestru zweryfikowanych botów – już po wykluczeniu z tej listy przez Cloudflare, Perplexity według raportu miało nadal „cichaczem” pobierać treści z dziesiątek tysięcy domen.
Nie ukrywam, że jako osoba związana z automatyzacją biznesową, miałem już okazję widzieć nieczyste zagrania związane z rotacją user-agentów i IP przez różne narzędzia, lecz skala, o której mówiła Cloudflare, mogła rzeczywiście niepokoić wydawców.
Jak broni się Perplexity AI
Perplexity AI nie milczało. Wręcz przeciwnie – przedstawiciele firmy określili oświadczenie Cloudflare jako „marketingowy strzał” wymierzony raczej w polaryzację dyskusji niż realne rozważania techniczne (co sama forma publicznego raportu wydaje się potwierdzać). Padały też stwierdzenia, że:
- Zrzuty ekranu prezentowane przez Cloudflare nie dowodzą pobrania zablokowanych treści – według Perplexity w testach nie uzyskano chronionej zawartości.
- Wskazany bot nie należy do Perplexity – firma sugeruje, że Cloudflare opiera zarzuty na błędnych założeniach i niewłaściwej identyfikacji ruchu.
- Asystent AI działa na żądanie użytkownika, a nie jako typowy bot indeksujący – Perplexity uzasadnia, że nie realizuje masowego scrapingu, tylko odpowiada na pojedyncze prośby użytkowników.
- Tradycyjne blokowania mogą uderzać w użytkowników końcowych, nie tylko w boty – jeśli agent działa „w imieniu” internauty, jego blokowanie równa się blokowaniu człowieka.
Dla mnie, jako kogoś, kto na co dzień korzysta z różnych narzędzi ułatwiających życie w sieci, granica między botem a agentem AI zaczyna się przez to rozmywać. Rozumiem niepokój wydawców, lecz widzę też zagrożenie, że przesadne blokady mogą zmienić komfort korzystania z sieci w koszmar.
Węzeł gordyjski – gdzie właściwie leży sedno sporu?
W branży nie pierwszy raz powraca pytanie: czy agent AI to jeszcze bot, czy już użytkownik? To właśnie ten dylemat rozpala umysły ekspertów. Ja również niejednokrotnie łapałem się na tym, że klasyczne podziały powoli przestają odpowiadać rzeczywistości.
Argumenty Cloudflare
- Ważne jest respektowanie deklaratywnych reguł sieciowych, takich jak robots.txt i jawne komunikowanie, kiedy do strony przystępuje bot.
- Transparentne zakresy adresów IP są podstawą, by administratorzy mogli zarządzać ruchem i chronić swoje zasoby.
- Zmiana nagłówków user-agent oraz rotacje IP to typowe zagrania wykorzystywane do obchodzenia filtrów bezpieczeństwa.
Argumenty Perplexity
- Agent AI wykonuje pojedyncze żądania na rzecz użytkownika, nie prowadzi masowej indeksacji.
- Kategoryzowanie każdego pośredniego żądania jako bota może wprowadzać blokadę na całe grupy innowacyjnych narzędzi.
- Dane przytaczane przez Cloudflare mogą być złudne, jeśli system po stronie zabezpieczeń błędnie interpretuje intencje i źródła ruchu.
- Rolą agenta jest służyć użytkownikowi. Procedury bezpieczeństwa powinny być dostosowane do tej nowej roli.
Obie strony mają swoją rację. Prawda, jak to często bywa, leży gdzieś pośrodku, a „każdy ciągnie w swoją stronę”.
Kulisy i skala zjawiska
Patrząc na szczegóły techniczne zarzutów Cloudflare, sprawa nie dotyczyła drobnych incydentów. W raporcie padły liczby: „dziesiątki tysięcy domen”, „miliony żądań dziennie”. Firma przytaczała testy na zupełnie świeżo utworzonych domenach, z których boty były twardo blokowane. Mimo to system Perplexity AI miał zdołać pozyskać i streścić zawartość tych stron.
Żeby nie popaść w histerię: Perplexity stanowczo odpiera te zarzuty i wskazuje, że ich własne logi nie potwierdzają żadnego wycieku chronionej zawartości. Dodają do tego argument, że ich bot/infrastruktura działa tylko w reakcji na wyraźną prośbę użytkownika, przez co wypada ich traktować raczej jako narzędzie klienta niż klasyczny mechanizm masowego scrapingu.
Z mojego doświadczenia wynika, że część dostawców AI już dziś wyznaje tę filozofię: „robimy dla użytkownika to, czego nie chce mu się klikać”. Stąd wynika konflikt: według Cloudflare to jawne obchodzenie reguł, według Perplexity – naturalny postęp technologii.
Reakcje branży – komu bije dzwon?
Nie można przejść obojętnie obok faktu, że branża ostro się podzieliła. CEO Cloudflare nie przebierał w słowach, porównując działania Perplexity do wyczynów północnokoreańskich hakerów. Część ekspertów i komentatorów branżowych przyklasnęła, że czas „nazywać rzeczy po imieniu” i blokować domniemane nadużycia.
Drudzy podkreślali, że jeśli dalej będziemy szli w stronę całkowitych blokad, to poszkodowani będą zwykli użytkownicy i kreatywne innowacyjne startupy. Niejeden redaktor znanych portali branżowych, z którymi sam mam okazję współpracować, sugerował wręcz, że potrzebna jest wspólna platforma do negocjowania relacji na linii wydawca–dostawca AI. Przecież coraz więcej stron zawiera umowy licencyjne z wybranymi narzędziami AI, próbując jakoś pogodzić wodę z ogniem.
Ciekawie wypadały też głosy użytkowników: dla wielu „agent działający w moim imieniu” to wygodne rozwiązanie, które pozwala oszczędzać czas. Niejeden internauta stwierdził: jeśli bot tylko skraca mi drogę do informacji, nie mam nic przeciwko – nawet jeżeli teoretycznie powinien odbić się od zapory.
Konsekwencje dla wydawców stron i twórców treści
Nie ma co ukrywać: coraz popularniejsze stają się wyszukiwarki i asystenci AI, którzy dostarczają odpowiedzi użytkownikom „bez kliknięcia”, czyli w tzw. modelu zero-click. Takie podejście oznacza, że:
- Spada liczba wyświetleń reklam i odsłon, które tradycyjnie były podstawą monetyzacji treści.
- Znika motywacja użytkowników do rzeczywistego przechodzenia na stronę wydawcy.
- Trudniej egzekwować licencje czy umowy dotyczące wykorzystywania własności intelektualnej. AI nie zajrzy do sidebaru z reklamą ani nie kliknie w płatną subskrypcję.
- Powstaje presja, by wydawcy bronili się twardymi blokadami i egzekwowaniem plików robots.txt oraz reguł WAF, a tam gdzie to możliwe – negocjowali warunki z dostawcami AI.
Dla mnie, jako osoby aktywnej w środowisku marketingowym, oznacza to konieczność jeszcze sprawniejszego łączenia narzędzi do analizowania ruchu, zarządzania cookies czy śledzenia botów. Niedługo może się okazać, że tradycyjny model zarabiania na contentcie wyjdzie z mody szybciej niż stare, polskie przysłowie „co nagle, to po diable”.
Zagrożenia i motywacje ze strony dostawców AI
Współpracując z podmiotami wdrażającymi automatyzacje biznesowe, obserwuję, że rosnąca presja ze strony wydawców wymusza transparentność – i to nie tylko deklaratywną. Wszelkie podejrzenia o obchodzenie sygnałów blokujących natychmiast skutkują reakcją nie tylko rynkową, ale i wizerunkową.
W środowisku AI przejawia się powoli nowe podejście: otwarte komunikowanie, które boty są których, jakie cele realizują i w jakim trybie przemykają po stronach klientów. Prędzej czy później regulatorzy zainteresują się, czy przypadkiem firmy nie są zbyt sprytne i nie traktują sygnałów wydawców wybiórczo.
Nie będzie tu łatwych rozwiązań. Jeżeli nawet szerzej wdrożymy licencjonowanie i mechanizmy rozliczeń za agregowanie czy streszczanie treści, pozostanie kwestia skuteczności technicznych ograniczeń i konsekwencji naruszania tych reguł. Zresztą, jak mawiał mój dawny wykładowca: „Wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się prawo sąsiada do własnego podwórka”.
Zero-click – przyszłość czy ślepy zaułek?
Niektórzy komentatorzy, z którymi miałem okazję dyskutować w kuluarach różnych konferencji, twierdzą wręcz, że przyszłość to sieć „zero-click” – użytkownicy mają dostawać zwięzłą esencję bez wchodzenia na stronę źródłową. To oczywiście wykorzystuje agenty i wyszukiwarki AI, które odpowiadają za użytkownika.
Patrząc w dłuższej perspektywie – być może rzeczywiście trzeba przemyśleć sposób, w jaki internet monetyzuje treści i rozlicza się z własnością intelektualną. Jednocześnie na poziomie miękkim pozostaje pytanie, kto po drodze zainkasuje „marżę” na cudzej pracy oraz jak zachować równowagę między wygodą internautów a prawem twórców do wynagrodzenia.
Aby nie wyjść na marudera, powiem jedno: czasem nawet sympatycznego robota można niechcący wylać z kąpielą, jeśli zaczniemy go traktować jak intruza.
Techniczne niuanse: co wiemy na pewno, a co budzi wątpliwości
Sprawa, choć medialna, ma sporo niedomówień – a te bywają groźniejsze niż jasny konflikt.
- Potwierdzone jest wykluczenie Perplexity AI z listy zweryfikowanych botów Cloudflare oraz wprowadzenie dodatkowych reguł blokujących.
- Potwierdzona jest odpowiedź Perplexity AI, która kwestionuje zarówno metodologię, jak i dowody Cloudflare – podkreślając, że nie uzyskano realnego dostępu do zablokowanych treści.
- Nadal trwa spór, czy rzeczywiście doszło do faktycznego obchodzenia zabezpieczeń, oraz czy Cloudflare przypisał ruch słusznie Perplexity – tu brakuje publicznie dostępnych logów o wysokiej wartości dowodowej.
Nie raz już świat widział sytuacje, gdzie to, co dla administratora wyglądało jak atak, okazywało się efektem niuansów działania proxy, CDN czy asystentów AI.
Co może przynieść przyszłość – możliwe scenariusze
Wielce prawdopodobne, że sprawa skończy się na kilku frontach naraz.
- Branża przyspieszy prace nad nowymi protokołami klasyfikacji i oznaczania ruchu agentów AI, wykraczając poza klasyczne robots.txt.
- Niektóre firmy będą wdrażać jeszcze surowsze heurystyki blokujące – to już dzieje się na naszych oczach.
- Może pojawić się nowy typ licencjonowania treści oraz rozliczeń za agregowanie/streszczanie – szczególnie wobec rosnącego znaczenia asystentów w wyszukiwaniu informacji.
- Regulatorzy oraz organy państwowe zainteresują się problemem, co może wprowadzić nowe wymogi dla transparentności po stronie AI.
Z mojego osobistego punktu widzenia kluczowe są tu dwa zagrożenia dla firm i marketerów:
- Utrata kontroli nad wartością własnej treści i możliwościami jej monetyzacji.
- Ryzyko, że nieprzemyślane blokady uderzą rykoszetem we własnych użytkowników oraz klientów.
Refleksje i wnioski: zmiana reguł gry czy przejściowy kryzys?
Historia zna już wiele przypadków, kiedy rozwój technologii stawiał pod znakiem zapytania dotychczasowe umowy społeczne. Sztuczna inteligencja i agenty AI przejmujące część interakcji w sieci niewątpliwie zmienią układ sił. Jedni będą widzieć w tym szansę, inni zagrożenie – to jak z przysłowiowym kijem, który zawsze ma dwa końce.
Na dziś jestem pewien jednego: bez wspólnego stołu i nowych standardów porozumienia, kolejne konflikty wydawców z dostawcami narzędzi AI są tylko kwestią czasu. Jeśli każda strona będzie stać okoniem, a „fair play” pozostanie tylko pustym sloganem, zaufanie – niczym stary zegar – pęknie z hukiem.
Mój osobisty apel do rynku: czas spróbować działać wspólnie nad wypracowaniem precyzyjnych zasad oznaczania ruchu AI i sprawnych modeli rozliczeń za korzystanie z treści. No bo ile jeszcze razy będziemy czytać o nowych konfliktach tego typu i ile razy będziemy się łapać za głowę, widząc jak naszym własnym oczom umykają kolejne źródła przychodów i kontaktu z klientem?
Co mogą zrobić polscy wydawcy, marketerzy i firmy
Patrząc na tę sytuację z polskiego podwórka, dostrzegam kilka praktycznych możliwości działania. Osobom prowadzącym biznesy w sieci czy odpowiedzialnym za marketing polecałbym rozważyć następujące kroki:
- Monitorowanie i szczegółowa analiza ruchu botów/agentów AI na swoich stronach, z wykorzystaniem zaawansowanych narzędzi typu make.com, n8n, a także Google Analytics 4 z dedykowanymi regułami.
- Stosowanie blokad i testów dostosowanych do specyfiki serwisu – czasem lepiej sprawdzić nowy agent manualnie, zamiast od razu wpisać go na czarną listę.
- Rozwijanie polityk licencyjnych i negocjacji z dostawcami AI – nawet małe portale mogą próbować zyskać przewagę, zawierając korzystne umowy na dostęp do wybranych treści w modelu B2B.
- Bieżące śledzenie zmian w przepisach oraz standardach branżowych, np. w zakresie znakowania ruchu botów, klasyfikacji agentów AI czy raportowania naruszeń.
- Współpraca z innymi wydawcami oraz organizacjami broniącymi interesów twórców treści – łatwiej wyjść na swoje razem, niż ścierać się pojedynczo z globalnymi graczami.
A jeśli ktoś prowadzi własny blog lub sklep online? Z mojego doświadczenia podpowiem: warto na bieżąco aktualizować polityki prywatności, śledzić logi i komunikować się z użytkownikami, by nie stracić zaufania tych, którzy dają nam „chleb powszedni”.
Zakończenie – jeszcze nic nie jest przesądzone
Perspektywa, choć niepozbawiona nerwów, daje sporo przestrzeni do zdrowego dialogu. Cloudflare i Perplexity AI to tylko wierzchołek góry lodowej zmian, jakie właśnie rozgrywają się na styku „człowiek kontra maszyna do czytania internetu”. Jeszcze trochę wody upłynie w Wiśle, zanim doczekamy się nowych, jasnych i uczciwych zasad.
Jako osoba związana z marketingiem i automatyzacjami, czuję, że ten konflikt wywoła efekt domina – nie tylko w kontekście technicznym, ale także w świadomości wydawców, klientów i użytkowników internetu. Najważniejsze, aby nie dać się ponieść emocjom, nie zamykać się na dialog i nie zapominać, że sieć – nawet w erze AI – powinna pozostawać przestrzenią dla ludzi.
Mam nadzieję, że udało mi się w tym artykule wyjaśnić, na czym polega spór Perplexity AI kontra Cloudflare, dlaczego jego skutki są odczuwalne szeroko i gdzie można szukać rozwiązań. A na koniec – jak to zwykle u nas bywa – wszystko i tak zweryfikuje praktyka.
Źródła
- TechCrunch, The Register, iMagazine – wywiady i analizy specjalistyczne
- Własny research i rozmowy z praktykami branży marketingowej, AI i bezpieczeństwa
- Obserwacje z pracy nad automatyzacjami i wdrożeniami systemów make.com, n8n
Jeśli chcesz porozmawiać o automatyzacjach, monitorowaniu ruchu agentów AI, wdrożeniach make.com lub n8n – napisz do nas! Chętnie podzielę się własnym doświadczeniem i pomogę znaleźć rozwiązanie najlepiej dopasowane do Twojego biznesu.
Źródło: https://imagazine.pl/2025/08/11/perplexity-ai-przylapane-na-goracym-uczynku-firma-miala-potajemnie-omijac-blokady-stron/