Wait! Let’s Make Your Next Project a Success

Before you go, let’s talk about how we can elevate your brand, boost your online presence, and deliver real results.

To pole jest wymagane.

Perplexity Comet – przeglądarka śledząca i sprzedająca twoje dane

Perplexity Comet – przeglądarka śledząca i sprzedająca twoje dane

Perplexity Comet – nowa przeglądarka śledząca twoje dane

Nowy gracz na rynku przeglądarek: czy to przełom, czy kolejny powód do niepokoju?

W mojej codziennej pracy z narzędziami opartymi na sztucznej inteligencji, zwłaszcza w środowisku skupionym na automatyzacji i efektywności cyfrowej, niełatwo mnie czymś zaskoczyć. Rynek przeglądarek internetowych przez lata zdawał się być polem, gdzie rządzi rutyna i przewidywalność — domyślnie używam Chrome, równolegle mam otwartego Firefoxa, czasem zahaczę o Safari. Przeciętny użytkownik również rzadko wykracza poza zestaw tych kilku klasyków. No i nagle pojawia się Perplexity Comet, budząc niepokój oraz niemałe zainteresowanie osób śledzących nowinki z branży.

Osobiście przyglądam się temu narzędziu z dużą rezerwą i zaciekawieniem. Bo przekaz, jaki idzie w świat, jest jasny: oto mamy przeglądarkę, która nie ogranicza się do sprzedaży twojej uwagi reklamodawcom. Ona wręcz wchodzi z butami w twoje codzienne, cyfrowe życie, proponując zautomatyzowaną „pomoc” w zamian za możliwość stałego śledzenia i bardzo głębokiej personalizacji reklam. Mocne? Oj, mocne.

Czym naprawdę jest Perplexity Comet?

Z mojego punktu widzenia, Comet nie przypomina tradycyjnej przeglądarki. CEO firmy (Aravind Srinivas) określa ją z dumą mianem „systemu operacyjnego AI dla pracowników umysłowych”. Jasne, brzmi intrygująco. Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z narzędziem, które nie tyle pośredniczy w surfowaniu po internecie, ile przejmuje nad tym procesem kontrolę.

Czym różni się Comet od klasycznych przeglądarek?

  • Pozwala korzystać z zaawansowanego asystenta AI, który obsługuje skrzynkę mailową, wyszukuje kandydatów na LinkedIn, organizuje spotkania i nawet robi rezerwacje bez twojej aktywnej ingerencji.
  • Pracuje nad zadaniami, które większość z nas traktuje jak syzyfowe – porządkowanie informacji, odprawianie rutynowych działań, filtrowanie ważnych komunikatów.
  • Posługuje się naturalnym językiem, dzięki czemu rozmowa z AI staje się niemal jak pogaduszka z najlepszym znajomym, któremu nie trzeba tłumaczyć każdego szczegółu.
  • Umie wykonywać złożone polecenia — od „znajdź mi ofertę pracy do 10 tys.” po „umów lekarza na poniedziałek i zamów do domu kawę”

Porównując to z klasycznym podejściem do przeglądarek mam wrażenie, że Perplexity Comet stawia poprzeczkę naprawdę wysoko, by przyciągnąć osoby wymagające, nastawione na maksymalną automatyzację życia zawodowego (i pewnie nie tylko).

Asystent AI – wygoda czy pierwsza linia inwigilacji?

Nie jestem z natury paranoikiem, ale czytając uważnie komunikaty i zapowiedzi twórców, nie sposób nie zauważyć stopnia ingerencji AI w nasze codzienne zachowania. Comet Assistant analizuje twoją aktywność online, podgląda co robisz, tworzy zbiory twoich decyzji, odpowiada na pytania na podstawie historii działań oraz buduje profil twojej osobowości cyfrowej, by… — no właśnie — by sprzedawać hiperpersonalizowane reklamy.

Nie oszukujmy się — model biznesowy Perplexity jest mocno inspirowany Google. Klasyczne hasło: „jeśli korzystasz za darmo, to towarem jesteś ty”, tutaj wraca jak bumerang.

Jakie dane zbiera Comet?

  • Historia przeglądanych stron internetowych (wszystko — od portali informacyjnych po zakupy online).
  • Treści wiadomości e-mail, spotkania w kalendarzu, listy zadań i notatki.
  • Informacje z profili w mediach społecznościowych, w tym z LinkedIn czy X.
  • Dane lokalizacyjne, preferencje zakupowe, nawyki dotyczące wyszukiwań.

Twórcy zachęcają, by zaufać AI, która ma działać „dla twojej wygody”. Jednak — jako osoba, która na co dzień pracuje z systemami przetwarzania danych — nie mogę nie zauważyć, jak szeroki wachlarz informacji zostaje tu oddany algorytmom. Przecież odpowiedzialność za prywatność spoczywa nie tylko w rękach programistów, ale też — a może przede wszystkim — w rękach użytkowników.

Comet kontra Google: śledzenie użytkownika i sprzedawanie danych

Mam już pewne doświadczenie z rozbudowanymi systemami marketingowymi, gdzie personalizacja jest chlebem powszednim. Model Cometa przypomina mi dobrze znane realia: Google gromadzi wszystko o każdym kliknięciu, a potem podaje to reklamodawcom na tacy. Jednak Comet ma iść jeszcze dalej, bo asystent AI nie tylko śledzi, ale także próbuje aktywnie przewidywać (i nawet wpływać!) na decyzje użytkownika.

Główne cechy modelu biznesowego Cometa:

  • Monitorowanie aktywności użytkownika — nie tylko w samej przeglądarce, ale również poza nią (np. aplikacje, maile, komunikatory itp.).
  • Przechowywanie danych lokalnie (czyli na urządzeniu), ale z możliwością ich analizy przez firmowe algorytmy reklamowe.
  • Wykorzystywanie zebranych informacji do personalizacji usług — automatyczna sprzedaż produktów, podpowiedzi co, gdzie i kiedy kupić, wykonywanie rezerwacji w tle.
  • Docelowo — tworzenie niemal idealnego, cyfrowego odpowiednika użytkownika, zdolnego wykonywać jego cyfrowe obowiązki szybciej niż sam zainteresowany.

Jest to podejście, które dla mnie osobiście balansuje na granicy użyteczności i przekraczania granic prywatności. Jasne, wygoda jest bezdyskusyjna, ale prywatność coraz bardziej zaczyna przypominać pustą wydmuszkę, gdzie na wszystko patrzy czujne oko AI.

Reklamy – jeszcze bardziej dopasowane, a może po prostu wszędobylskie?

Bez obwijania w bawełnę: Perplexity stawia na hiperpersonalizowane reklamy. To już nie tylko wyświetlanie treści zgodnych z twoimi wcześniejszymi wyszukiwaniami, ale wręcz przewidywanie tego, co możesz chcieć kupić — zanim sam o tym pomyślisz.

  • AI analizuje twój czas spędzany na konkretnych stronach, dokonane wybory i kliknięcia.
  • Na podstawie tych zachowań przygotowuje spersonalizowane (aż do przesady!) propozycje reklamowe.
  • Reklamy mogą się pojawiać w nietypowych miejscach — nie tylko na stronach, ale także w wiadomościach, w podsumowaniach dnia czy automatycznych podpowiedziach asystenta.

Staje się jasne, że w myśl strategii Cometa, użytkownik wyraża zgodę na bycie „śledzonym” niemal w każdej chwili. A przecież, jak to w polskim powiedzeniu, „co za dużo, to niezdrowo”.

Dostępność i próg wejścia – luksus dla wybranych czy produkt przyszłości?

Chciałbyś pobrać Comet, by sprawdzić samemu, czy diabeł jest tak straszny, jak go malują? Na dzień dzisiejszy jest to raczej marzenie ściętej głowy — powiedziałbym wręcz, że produkt powstał z myślą o bardzo wąskim gronie odbiorców.

Jak wygląda dostęp do Comet?

  • Wersja dostępna obecnie tylko dla posiadaczy subskrypcji Perplexity Max (koszt 200 dolarów miesięcznie) lub tych, którzy otrzymali specjalne zaproszenie.
  • Przeglądarka działa na systemach Windows oraz macOS, a na mobilną wersję trzeba jeszcze poczekać.
  • Twórcy deklarują, że w niedługim czasie planują udostępnić Comet szerzej — być może nawet w wersji darmowej, ale na ten moment to raczej ciekawostka dla wąskiego grona entuzjastów nowych technologii.

W tym wszystkim jest pewna logika — wdrożenie eksperymentalnej, intensywnie śledzącej przeglądarki na szeroką skalę mogłoby wywołać medialną burzę nie do opanowania. Pierwszy skorzysta więc ten, kto jest gotowy zapłacić albo uzbroić się w cierpliwość i czekać na zaproszenie z listy oczekujących.

Czy funkcje Comet naprawdę coś zmienią?

Analizując dostępne materiały, mogę spokojnie przyznać, że główną siłą Comet pozostaje integracja usług i wszechobecne AI:

  • Automatyczne odpowiedzi na maile i komunikatory.
  • Szybkie wyszukiwanie ofert pracy, kandydatów, kontaktów.
  • Planuje twoje zakupy, spotkania, a docelowo nawet samodzielnie dokonuje transakcji i rezerwacji.
  • Wszystko w języku naturalnym — możesz wydawać polecenia głosem lub tekstem, tak jak robisz to na co dzień z czatem ChatGPT czy asystentem Google.

Sama automatyzacja brzmi nieźle, ale jak dla mnie, oddanie tak szerokiej kontroli jednej usłudze przypomina trochę umowę z diabłem — coś za coś.

Przyszłość przeglądarek: czy jesteśmy gotowi na inwazję AI?

W rozmowach ze znajomymi z branży często przewija się motyw „inteligentnych asystentów”, którzy zmieniają sposób, w jaki na co dzień funkcjonujemy online. Jasne, AI organizuje dziś pracę, podpowiada, nawet czasem przewiduje potrzeby. Ale Comet podnosi poprzeczkę – to już nie tylko pomocnik, ale wręcz „drugi ja” w sieci.

Czym grozi zbyt daleko idąca automatyzacja codziennego życia online?

  • Zatarcie granicy między prywatnością a użytecznością — wszystko, co chcesz i czego nie chcesz, może stać się częścią cyfrowego profilu użytkownika.
  • Coraz silniejsza obecność personalizowanych reklam w każdym aspekcie życia online.
  • Ryzyko uzależnienia od jednego narzędzia, które organizuje, zarządza i decyduje za nas o najdrobniejszych szczegółach.
  • Pytanie, czy AI podejmująca decyzje za człowieka, nie odbierze nam tego, co w internecie jest dla wielu najcenniejsze — wolnej woli i swobody wyboru.

Jako osoba, która na własnej skórze doświadczam możliwości automatyzacji i inteligentnych rozwiązań, po prostu nie mogę przejść obojętnie obok takich dylematów.

AI – narzędzie czy wszechobecny nadzorca?

W polskiej rzeczywistości, gdzie prywatność nadal jest stawiana wysoko, a nieufność wobec „wielkiego brata” przeplata się ze zdrowym sceptycyzmem, podejście Comet może wzbudzać mieszane uczucia. Niejednokrotnie słyszę na rodzinnych spotkaniach czy wśród znajomych uwagi w stylu: „I co, znowu ktoś będzie siedział mi na karku?”, „Już nawet w lodówce mnie znajdą?”.

Oczywiście, można podejść do tego z dystansem. Jednak, obserwując tendencje młodszego pokolenia do korzystania z narzędzi AI i powierzania im coraz większych obszarów życia, nie mam złudzeń — idzie nowe. Ale jak zawsze „co nagle to po diable”, więc warto pochylić się nad własnym bezpieczeństwem i mieć świadomość, komu powierza się swoje cyfrowe odbicie.

Polskie realia a globalna inwazja AI

W naszym kraju wciąż dużą wartością jest prawo do bycia anonimowym. Owszem, podpisujemy zgody RODO, czasem narzekamy na pop-upy informujące o ciasteczkach, ale nie lubimy, gdy ktoś — nawet zaawansowany algorytm — narusza naszą prywatność. Comet niejako przełamuje ten opór, sugerując, że w zamian za wygodę można „oddać” bardzo wiele.

Z mojego doświadczenia wynika, że Polacy dobrze wyczuwają balans między użytecznością a natarczywym śledzeniem. Owszem, część z nas, zwłaszcza młodsi, jest otwarta na automatyzacje. Ale ciągle aktualne pozostaje przeświadczenie: „co swoje, to swoje”.

Sztuczna inteligencja w służbie marketingu – czy Perplexity Comet zmieni branżę?

Jako praktyk marketingu i automatyzacji biznesowej nie mogę przejść obojętnie obok ogromnego narzędzia, jakie Perplexity oddaje w ręce marketerów i reklamodawców. Możliwość dotarcia do użytkownika z przekazem dopasowanym do każdej jego potrzeby, planowania, a nawet nastroju — to już nie jest science fiction.

Jakie zmiany przynosi model Comet dla marketingu?

  • Praktycznie natychmiastowa reakcja na zachowania użytkownika, co pozwala reklamodawcom „być o krok przed nim”.
  • Możliwość prowadzenia kampanii spersonalizowanych do granic możliwości — nie tylko geolokalizacja czy zainteresowania, ale także konkretny moment dnia, aktywność sprzed pięciu minut, a nawet wcześniejsze preferencje zakupowe.
  • Automatyczne analizowanie skuteczności reklam w czasie rzeczywistym oraz dynamiczne dostosowywanie przekazu.
  • Nowe źródło danych dla systemów CRM, automatyzacji obsługi klienta czy wsparcia call center.

Pracując od lat z rozwiązaniami AI w marketingu, wiem, jak łakomy kąsek stanowi dla wielu firm widmo niemal nieograniczonej wiedzy o klientach. Ale, jak powiadają, nie ma nic za darmo — kluczowe staje się nie tylko wykorzystanie tej wiedzy, ale umiejętność zachowania granicy pomiędzy skutecznością działań a etyką.

Comet i automatyzacja procesów biznesowych – błogosławieństwo czy zagrożenie?

Patrzę na Comet także przez pryzmat narzędzi, z których na co dzień korzystam (make.com, n8n) i które pozwalają automatyzować żmudne procesy. Wizja przeglądarki aktywnie zarządzającej zadaniami, dokonującej selekcji informacji, sama monitorującej terminy czy korespondującej z klientami — brzmi wręcz bajkowo. Ale…

Potencjalne zagrożenia:

  • Oddanie kontroli nad najważniejszymi obszarami biznesu w ręce zewnętrznego algorytmu (a nuż coś pójdzie nie po myśli?).
  • Ryzyko wycieku danych wrażliwych – Comet planuje przechowywać dane lokalnie, ale „luki” zawsze mogą się zdarzyć.
  • Wzrost podatności na ataki phishingowe, jeśli AI będzie podejmować decyzje w imieniu użytkownika na podstawie analizy e-maili.
  • Problemy z dostosowaniem do polskich i europejskich przepisów o ochronie danych osobowych.

Tutaj już naprawdę nie ma żartów — polskie i unijne urzędy z łatwością rzucają wyzwania nawet największym graczom, a Comet, celując w globalny rynek, musi się liczyć z coraz bardziej surowymi regulacjami.

Kto skorzysta najwięcej na wdrożeniu Comet?

Muszę przyznać — są branże i obszary, gdzie Comet może okazać się strzałem w dziesiątkę (pod warunkiem, że użytkownik ma świadomość ryzyka i odpowiednio zarządza swoimi cyfrowymi śladami).

  • Specjaliści od sprzedaży – Comet błyskawicznie analizuje leady, generuje spersonalizowane maile i prowadzi follow-up’owe rozmowy.
  • HR – Możliwość automatycznej selekcji kandydatów oraz planowania zamkniętych spotkań rekrutacyjnych.
  • Managerowie – Zarządzanie zadaniami, organizowanie kalendarzy, automatyczne przypomnienia — jednym słowem, wreszcie czas na kawę.
  • Twórcy i marketerzy – Otrzymują narzędzie do natychmiastowej analizy odbiorców i dostosowywania komunikatów „pod klienta idealnego”.

Jedno mnie tylko niepokoi — granica, gdzie kończy się narzędzie wsparcia, a zaczyna narzędzie kontroli.

Sceptycyzm jest wskazany, czyli kilka pytań do przemyślenia

Nie będę ukrywać, że sama czuję się rozdarta. Z jednej strony — widzę ogromny potencjał tej przeglądarki oraz jej integracji z innymi narzędziami, zwłaszcza w biznesie. Z drugiej — trudno mi przejść obojętnie obok kwestii związanych z bezpieczeństwem czy etyką.

Czy polski użytkownik będzie gotów zaufać narzędziu, które:

  • Monitoruje każdy jego krok online — i offline?
  • Potrafi przewidzieć jego potrzeby, zanim sam je sobie uświadomi?
  • Wymaga oddania niemal wszystkich danych osobowych i zawodowych?

Wiem, że wiele osób uzna to za zbyt inwazyjne. Ale znajdą się i tacy, którzy stwierdzą: „W porządku, skoro w zamian mam święty spokój i wszystko zrobione na czas”.

Jak zadbać o swoją prywatność korzystając z takich narzędzi?

Nie mam złudzeń — takich rozwiązań jak Comet będzie przybywać. Co więc mogę doradzić każdemu, kto nawet z czystej ciekawości zdecyduje się tego spróbować?

  • Czytaj dokładnie polityki prywatności – warto wiedzieć, co naprawdę dzieje się z twoimi danymi.
  • Zarządzaj uprawnieniami – ogranicz, gdzie to tylko możliwe, dostęp do czatów, e-maili, kalendarza czy lokalizacji.
  • Korzystaj z narzędzi do monitorowania bezpieczeństwa – nie zaszkodzi raz na jakiś czas sprawdzić, czy nie ma nowych, podejrzanych połączeń.
  • Regularnie aktualizuj oprogramowanie – łatki bezpieczeństwa to podstawa.
  • Konsultuj się z ekspertami IT – jeśli prowadzisz firmę, zainwestuj w szkolenia i audyty bezpieczeństwa.

Nie wykluczam także popełnienia błędów — w końcu, jak powiadają, „najlepszy uczymy się na własnych błędach”. Lepiej jednak dmuchać na zimne, niż potem się niezdrowo denerwować.

Wyzwania dla branży i użytkowników – czy AI wykupi nam wolność?

Na koniec, zamiast tradycyjnego podsumowania, polecę rzecz, którą zawsze powtarzam swoim znajomym i klientom: „Korzystaj z nowego, ale z głową”. Przeglądarka Comet może rzeczywiście przestawić zwrotnicę w firmach nastawionych na wysoką produktywność i cyfrową efektywność. Jednak im więcej czynności oddajemy maszynom, tym mniej realnej kontroli trzymamy we własnych rękach.

Jako profesjonalista z branży – zarówno marketingowej, jak i technologicznej – trzymam rękę na pulsie. Świadomość ryzyka jest kluczem. Funkcji, które mamy oddać cyfrowym asystentom, nie powinno być „na łapu-capu” – a już na pewno nie powinny dotyczyć one wszystkiego. Bo prywatność, nawet w cyfrowym świecie, pozostaje walutą cenniejszą niż Bitcoin.

Moje wnioski? Perplexity Comet być może rozkocha w sobie entuzjastów innowacji, z kolei sceptycy już widzą w niej narzędzie totalnej inwigilacji. Nie ma cudów — każda technologia przynosi szanse i zagrożenia. I choć, jak mówią, „na pochyłe drzewo wszystkie kozy skaczą”, to na razie zostawiam decyzję twoim, już dobrze przemyślanym kliknięciom. Lepiej mieć świadomość, niż potem żałować.

Źródło: https://mamstartup.pl/perplexity-idzie-sladami-google-nowa-przegladarka-ma-sledzic-wszystko-co-robisz-online/

Zostaw komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Przewijanie do góry