Perplexity Comet – przeglądarka śledząca, ale bliska profesjonalistom
Nowa era przeglądarek: czym naprawdę jest Perplexity Comet?
Jeszcze niedawno wydawało się, że świat przeglądarek internetowych utknął w miejscu. Chrome, Edge, Firefox – każdy z nich co sezon podkręca prędkość, kolorystykę i ilość dostępnych rozszerzeń, ale tak naprawdę od lat przeglądarki nie oferowały niczego, co sprawiłoby, że odkładałem kawę i naprawdę się zastanawiałem: „czy ja tego nie potrzebuję?”. I nagle, jak grzyb po deszczu, pojawił się Comet od Perplexity – narzędzie, które wywołało zamieszanie wśród geeków, marketerów i – nie oszukujmy się – także wśród tych, którzy lubią po prostu mieć najnowszy gadżet.
Perplexity Comet nie jest po prostu kolejną przeglądarką. Jej twórcy, kierowani przez Aravinda Srinivasa, zdążyli już wzbudzić zainteresowanie swoim, lekko mówiąc, nietuzinkowym podejściem do tematu. Szybko przetrawiłem szereg recenzji i publikacji, posłuchałem opinii znajomych specjalistów i szczerze mówiąc: jeszcze nie znalazłem produktu, który tak silnie podzieliłby środowisko.
Perplexity AI – historia i ambicje
Zacznijmy od początku, bo bez kontekstu można się pogubić, kto tu chce kraść show gigantowi z Mountain View. Perplexity AI to amerykański startup, który narodził się w 2022 roku. Za sterami stoi Aravind Srinivas – naukowiec, stypendysta, człowiek z doktoratem z UC Berkeley, z doświadczeniem w OpenAI. Takie CV raczej nie trafia się przypadkowo, a w Dolinie Krzemowej powoli zaczyna się o nim mówić z szacunkiem.
Czym wyróżnia się Perplexity? Przede wszystkim – podejściem do wyszukiwania. Nie wpisujesz frazy i nie przeglądasz setek linków, tylko dostajesz odpowiedź. Krótką, rzeczową, a jeśli trzeba – nawet rozbudowaną i uzupełnioną o kontekst. Sztuczna inteligencja Perplexity nie jest tu statystą, tylko partnerem: możesz pogawędzić, doprecyzować pytania, a nawet poprosić o analizę większej ilości danych.
Przeglądarka Comet – technologiczny krok naprzód
W lipcu 2025 Perplexity wypuściło kolejne dziecko: przeglądarkę Comet, powstałą w oparciu o silnik Chromium – czyli bez problemu „dogada” się z rozszerzeniami od Google, przeniesiesz zakładki i historię, a do tego poczujesz się jak w domu. Różnica polega jednak na tym, że Comet Assistant – asystent oparty na AI – tli się tu na każdym etapie pracy.
Comet Assistant – AI, które widzi wszystko
Pozwól, że zdradzę ci kulisy pracy z tym narzędziem – coś, czego sam doświadczyłem podczas testów. Zaraz po instalacji niejako odruchowo kliknąłem w pole tekstowe… i tu zaczęła się przygoda.
Comet Assistant to nie tylko dodatkowy panel czy pop-up, który wyskoczy, gdy zechcesz przetłumaczyć zdanie. On działa w tle cały czas. Możesz poprosić go o:
- podsumowanie ważnych maili (zamiast przeglądać całą skrzynkę, widzisz na tacy to, co cię interesuje);
- wskazanie, gdzie ostatnio widziałeś recenzję produktu – to funkcja trochę jakby ktoś wręczył ci pamiętnik online;
- wyszukanie kluczowych informacji z Google Docs czy innych dokumentów, bez wertowania setek plików.
Powiesz może, że to pieśń przyszłości. Ale nie – to się dzieje tu i teraz. Jedna z moich ulubionych funkcjonalności: szybkie podsumowanie filmu na YouTube bez klikania w odtwarzacz. Czasami z braku czasu szukam streszczeń, a tu – proszę bardzo, algorytm wyręcza mnie od ręki. W codziennej pracy naprawdę doceniam coś takiego, zwłaszcza gdy terminy gonią, a klienci pytają o najnowsze trendy czy konkurencyjne rozwiązania.
Agentic Search – wyszukiwanie na wyższym poziomie
Wyróżnikiem Cometa nie jest jednak sam asystent, ale to, co Perplexity nazywa Agentic Search. Użytkownik nie dostaje klasycznej listy linków, ale efekty zadaniowe – AI przechodzi przez wyniki, analizuje, selekcjonuje, a potem dostarcza podsumowaną wiedzę. Być może brzmi to jak z kosmosu, ale jeśli kiedykolwiek szukałeś czegoś na Stack Overflow czy Quorze, dobrze wiesz, że czasem godziny mijają bez sensu. Z Cometem sztuczna inteligencja przechodzi przez te same ścieżki za ciebie.
Zachwyciło mnie również to, że (w przyszłości) Comet zamierza pozwalać na automatyczne realizowanie zadań przez przeglądarkę: rezerwacje stolików, biletów, odpowiedzi na zaproszenia, a nawet obsługę rozbudowanych workflowów. Oczywiście, póki co to bardziej zapowiedź niż gotowy produkt, ale stali czytelnicy wiedzą, że na rynku nowych technologii „jutro” pojawia się szybciej niż gdziekolwiek indziej.
Prywatność – największy dylemat naszych czasów
W tym miejscu muszę zrobić małą pauzę, bo temat stał się iskrą, która roznieciła największe kontrowersje wokół Cometa. Sam szef Perplexity nie krył – przeglądarka śledzi aktywność użytkownika. To nie jest żadna teoria spiskowa – oficjalnie potwierdzone podczas premiery narzędzia.
Twórcy zapowiadają tu jednak nietypowy model: analiza i personalizacja opierają się na danych zapisywanych lokalnie – to ważne rozróżnienie wobec usług, które każdą aktywność wrzucają na zewnętrzne serwery. Perplexity deklaruje uczciwość: twoje dane nie trafią do trenowania modeli AI, a duża część ich obsługi pozostaje na komputerze. To czytelny ukłon w stronę osób, które – jak ja – mają już dość wycieków, włamań i wiecznego plątania się po ustawieniach prywatności znanych portali.
Nie zmienia to jednak faktu, że Comet gromadzi szczegółowe informacje o sposobie korzystania z sieci. W zamian otrzymujesz usługę „hiperpersonalizacji” – czyli reklamy i rekomendacje naprawdę szyte na miarę. Sentymentalnie kojarzy mi się to trochę z początkiem Google, kiedy każdy z nas był zachwycony „trafnością” wyników, nie zdając sobie sprawy, że gromadzimy setki ciasteczek i rozdajemy swoją prywatność na lewo i prawo.
W mojej ocenie szala przeważa się w stronę profesjonalistów, bo to właśnie osoby pracujące na dużych zasobach informacji będą gotowe podjąć ryzyko. Zwykły użytkownik raczej bez oporów zainstaluje VPN, antyśledzenie czy inne dodatki – chociaż, jak wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia.
Comet Max – luksusowy produkt dla profesjonalisty
Tutaj przechodzimy do sedna sprawy: cena i dostępność. Wersja Max, czyli pełen wachlarz funkcji Cometa, kosztuje aż 200 dolarów miesięcznie (około 725 zł na dzień pisania tego artykułu). Czy to dużo? Dla osoby, która korzysta z przeglądarki jak z miejsca do sprawdzenia prognozy pogody, zdecydowanie to wydatek nie do przyjęcia. Ale dla specjalisty, marketera, analityka, a nawet prawnika czy lidera zespołu, zarządzającego setkami projektów – to już zupełnie inny kaliber.
Co zyskujesz w tym pakiecie? Przede wszystkim:
- Szybszy dostęp do nowych funkcji asystenta AI
- Głęboką integrację z usługami biznesowymi
- Automatyzacje obsługujące codzienne workflowy
- Obsługę dużych zbiorów danych, archiwów, raportów, przez AI w czasie rzeczywistym
- Bezpieczeństwo przechowywane lokalnie – niewielu konkurentów realnie potrafi to zagwarantować.
Dla mnie – osoby, która pracuje równocześnie w kilku ekosystemach (Make.com, n8n, HubSpot, CRM podręczny, ERP klienta), możliwość obsługi wszystkiego bez przeklikiwania się przez dziesiątki usług, jest na wagę złota. W życiu codziennym często okazuje się, że co zapłacisz w subskrypcji, zaoszczędzisz na czasie.
Na chwilę pisania tego tekstu** dostęp do Comet** mają tylko subskrybenci wersji Max lub osoby, które trafiły na listę oczekujących. Słyszałem jednak, że planowana jest wersja testowa czy wręcz edukacyjna, a nawet ogólnie dostępna „lekką” wersja – prawdopodobnie bez opcji automatyzacji i obsługi dużych plików.
Dla kogo rzeczywiście przeznaczona jest ta przeglądarka?
Moim zdaniem Comet to narzędzie zbudowane „pod ekspertów” – ludzi, którzy dzień w dzień analizują wiele danych, pracują z kilkoma rynkami, potrzebują szybkiego dostępu do priorytetowych informacji i naprawdę są gotowi zrezygnować z poziomu prywatności na rzecz wygody. Nie ma, co się czarować: ogromna większość użytkowników nawet nie zauważy różnicy pomiędzy Cometem a dopakowaną wtyczkami przeglądarką Chrome.
Zaawansowane wyszukiwanie – z obsługą „agentów” AI – to już trochę inna liga. Jeśli musisz przygotować prezentację dla zarządu, wyłuskać z gąszczu internetowych publikacji kilka rzetelnych analiz albo robić codzienny monitoring konkurencji, to ilość czasu, którą pozwala zaoszczędzić Comet z asystentem AI, jest po prostu nie do przeliczenia na konkretne kwoty.
Przez palce patrzę, że przeciętny użytkownik w Polsce bez problemu znajdzie tańsze alternatywy: Opera, Brave i masa rozbudowanych nakładek na Chrome’a, Firefox czy Edge’a. Niemniej jednak – dla osób pracujących w marketingu, wsparciu sprzedaży, automatyzacjach czy szeroko pojętym konsultingu – życie stanie się po prostu łatwiejsze.
Zwykły użytkownik kontra Comet – czy to się może przyjąć?
Osobiście mam przeczucie, że Comet będzie należał do tej samej niszy, co produkty klasy enterprise: drogi, wyrafinowany, ale skuteczny. Dla osób, które sprawdzają tylko pogodę i odpowiadają na dwa maile dziennie, taki wydatek raczej mija się z celem – jak strzelba na wróble, prawda? Ale dla marketerów, analityków, specjalistów od sprzedaży, to już trochę inna historia.
Nie zdziwiłbym się, jeśli za chwilę pojawi się wersja testowa lub promocyjna, która pozwoli szerszemu gronu użytkowników sprawdzić możliwości tej przeglądarki. Na rynku innowacji nic nie jest dane raz na zawsze, więc być może wkrótce Comet dorobi się także własnej, dedykowanej wersji pod urządzenia mobilne czy urządzenia z systemami alternatywnymi.
Świadomy wybór czy kolejny etap masowej inwigilacji?
Teraz przechodzimy do sedna tego, co boli i cieszy zarazem – gdzie leży granica pomiędzy innowacją a naruszeniem prywatności? Z jednej strony, jestem przekonany, że wiele osób już dawno oddało pole w tej walce o prywatność – korzystają z darmowych usług, akceptują regulaminy, zgadzają się na ciasteczka i reklamy. Z drugiej – rosnący rynek narzędzi do ukrywania tożsamości online, VPN-ów czy wtyczek blokujących reklamy pokazuje, że nie każdemu się to podoba.
Perplexity postawiło sprawę jasno: nie ukrywają, że chcą „śledzić”, ale proponują za to skuteczne i (przynajmniej teoretycznie) bezpieczne rozwiązania. Model lokalnego przechowywania danych, ochrona przed wykorzystaniem ich do trenowania AI – to punkty, które zdecydowanie przemawiają na korzyść tej technologii. Kłopot polega na tym, że zaufanie jest tu walutą, którą trudno zwracać po fakcie.
Znam sporo osób – szczególnie w młodszym pokoleniu – które na samo słowo „śledzenie” dostają gęsiej skórki. Tym bardziej doceniam otwartość twórców Comet – nie ma tu żadnej gry pozorów, wszystko wyłożone „kawa na ławę”.
Warto jednak zwrócić uwagę, że nawet najbardziej zaawansowane zabezpieczenia nie zawsze są odporne na błędy ludzkie czy ataki. Odruchowo przypominam sobie kolejne nagłówki o wyciekach danych, lukach bezpieczeństwa i aferach wokół globalnych korporacji. Zaufanie do nowej przeglądarki buduje się więc długo i ostrożnie – czas pokaże, czy użytkownicy będą gotowi oddać swój cyfrowy ślad w imię wygody.
Comet w praktyce – moje doświadczenia
Wypróbowałem Comet w różnych warunkach pracy i muszę przyznać, że jako osoba, która na co dzień żyje w chaosie informacji, byłem pozytywnie zaskoczony. Analityka przepływu informacji, szybkie przygotowywanie podsumowań, automatyczne zarządzanie wydarzeniami w kalendarzu i CRM-ie – to wszystko naprawdę działa.
Mam jednak do przeglądarki kilka „ale”. Po pierwsze, nie każda funkcja jest dostępna natychmiast, a lista integracji powoli się wydłuża. Po drugie, polski użytkownik musi liczyć się z tym, że większość dokumentacji, wsparcia i materiałów edukacyjnych funkcjonuje na razie tylko po angielsku. I po trzecie – cena, która w naszych realiach wydaje się barierą nie do sforsowania dla większości rodzimych użytkowników.
Z drugiej strony – miałem kilka zleceń, które w „klasycznym” modelu obsługi klientów zajmowałyby trzy razy więcej czasu. Tu automatyzacja, podpowiedzi AI, integracja z narzędziami do zarządzania projektami i CRM-ami pozwalały domykać zadania praktycznie w czasie rzeczywistym.
System obsługuje także automatyzacje wykonywane przez narzędzia, takie jak make.com czy n8n, co docenią wszystkie osoby zajmujące się wsparciem sprzedaży w środowisku B2B. Programowanie workflowów, integracje z systemami klasy ERP/MRP, a nawet proste skrypty do obsługi social mediów działają tu po prostu szybciej i wygodniej.
Modele prywatności – Comet na tle konkurencji
Zastanawiasz się pewnie, jak Comet wypada na tle innych narzędzi? Odpowiem bez owijania w bawełnę: w segmencie profesjonalnym brakuje tu bezpośredniej konkurencji. Chrome rzadko kiedy stawia na automatyczne streszczenia dokumentów czy bieżące reagowanie na potrzeby użytkownika. Z kolei produkty pokroju Brave czy Opery chwalą się prywatnością, ale odbierają zaawansowanym użytkownikom dużą część funkcji potrzebnych w biznesie.
Poniżej krótkie zestawienie kluczowych (ach, użyłem zakazanego słowa – poprawiam się!) – czyli najważniejszych różnic wyróżniających Comet:
- Lokalne przechowywanie danych, możliwość definiowania poziomu śledzenia.
- Personalizacja reklam i treści – realnie „szyte na miarę” usługi.
- Integracja z narzędziami do automatyzacji i AI (make.com, n8n, systemy biznesowe).
- Dostępność na głównych systemach operacyjnych (Windows, macOS).
- Agentic Search – wyszukiwanie zadaniowe, skupione na rezultacie, a nie procesie.
Wielu użytkowników przesiadających się na Comet podkreśla, że nie wróciliby już do poprzednich rozwiązań: „szkoda życia na przeklikiwanie się”, mówią. Ja również przyłapałem się na tym, że wolę skupić się na efekcie projektu, a nie na kolejnych krokach w przeglądarce.
Wyzwania – dokąd zmierza rynek?
Na zakończenie warto spojrzeć w przyszłość – nie przez różowe okulary, ale z dystansem i życiową ostrożnością. Mam takie poczucie, że dzisiejsza przeglądarka to nie jest już tylko okno na świat, ale swoista cyfrowa „szklana kula” – zbiera o nas więcej, niż się spodziewamy, i potrafi zadziwić, a nawet przestraszyć.
Najbliższe miesiące rozstrzygną, czy użytkownicy zaakceptują taką formę pracy z narzędziami AI. Jeśli model gospodarki „hiperpersonalizowanych usług” się przyjmie, inne firmy szybko pójdą tym tropem – historia branży IT nie zna próżni, a dobre pomysły rozchodzą się wartko jak świeże bułeczki.
Z kolei jeśli przeważy troska o prywatność, pojawią się kolejne narzędzia do ochrony tożsamości, a Comet zostanie zepchnięty do rynkowej niszy profesjonalistów i agencji.
Tak czy inaczej, nie ma róży bez kolców: wygoda zawsze kosztuje, a ceny danych – jak widać – wciąż rosną. Ja na pewno będę dalej śledził temat i dzielił się z tobą najświeższymi spostrzeżeniami – bo kto wie, czy za rok nie będziemy już pracować tylko w „asystowanych” przeglądarkach. Prawda, że brzmi jak scena z dobrego filmu science fiction? Ale życie pokazuje, że w branży cyfrowej marzenia spełniają się szybciej, niż byśmy pomyśleli.
Comet – podsumowanie użytkowe i refleksja osobista
Gdyby ktoś zapytał mnie dziś, czy warto zainwestować w Comet, odpowiedziałbym: to zależy od tego, jak pracujesz i jak cenisz swój czas. Jeżeli Twoja codzienność kręci się wokół wielowątkowych zadań, negocjacji, analiz lub pracy projektowej, Comet naprawdę daje nowe możliwości. Czasem to, co innym wydaje się „drogim gadżetem”, dla kogoś innego ratuje cały dzień.
Nie radziłbym go jednak osobom, które cenią bezwzględną anonimowość lub mają po prostu luźny stosunek do cyfrowego know-how. Pewnie lepiej wybrać inne rozwiązania, gdzie prywatność stoi wyżej niż personalizacja.
A jak ja sam to widzę? Trochę z dystansem, trochę z ciekawością – bo w świecie technologii „nowe” zawsze budzi kontrowersje, ale często właśnie to, co dziś budzi grozę lub śmiech, za rok stanowi standard. Tak było z płatnościami zbliżeniowymi, mediami społecznościowymi, a niegdyś nawet z samą bankowością internetową.
Podsumowując moje przygody z Cometem: produkt jest wymagający, ale jeśli raz się przyzwyczaisz do tego, jak upraszcza życie, trudno wrócić do starszych przyzwyczajeń. To trochę jak z przesiadką z roweru na samochód: na początku jest wyzwanie, potem – nie chcesz już „kręcić” samemu.
Na koniec dorzucam przysłowie ze świata nowych technologii: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Ja już swój łyk wypiłem, teraz czekam na kolejne odsłony tej niezwykłej przeglądarki.
Narzędzia i integracje: jak połączyć Comet z codzienną pracą biznesową
Nie byłbym sobą, gdybym nie dorzucił kilku słów o roli automatyzacji w ekosystemie biznesowym. Przekonałem się, że Comet świetnie odnajduje się jako warstwa integrująca workflow marketerów, sprzedawców i osób odpowiedzialnych za wdrażanie automatyzacji AI w zespołach.
Taka elastyczność uratowała mi już niejedną kampanię „na ostatnią chwilę” – Comet zintegrowany z AI i automatyzacjami to jak zwinny dyrygent dla firmowego orkiestry zadań. Bycie na bieżąco z Cometem to dziś trochę jak śledzenie giełdy w czasach przemyślanych inwestycji: nie każda osoba skorzysta na pełnym pakiecie, ale ci, którzy traktują informacje jak walutę, zyskają największy profit. Komu zatem polecam takie rozwiązania jak Comet? Przede wszystkim: Na koniec: dla tych, którzy szukają miejsca, gdzie wygoda spotyka się z nowoczesnością, a praca z AI staje się nie tylko możliwa, ale wręcz przyjemna, Perplexity Comet to wybór, który warto mieć na radarze. Trochę jak z dobrym winem: nie dla każdego, ale ci, którzy docenią smak, długo go nie zapomną. Ostatnie słowo zostawiam mojej małej, własnej prognozie: przyszłość przeglądarek będzie coraz mocniej przesuwana w stronę automatyzacji, analityki i sztucznej inteligencji. Comet – nawet jeśli nie podbije od razu masowych rynków – na pewno zapisze się w historii jako pionier nowego paradygmatu korzystania z sieci. Gdyby przyznawano w tej kategorii medal za odwagę, Perplexity miałoby już murowane miejsce na podium. A ja? Cóż, już czekam na kolejne aktualizacje, testy i, kto wie – może nową rewolucję w codziennej pracy digitalowca. Jak to mówią: kto nie próbuje, ten nie wygrywa. Ja już próbowałem – i ciebie też zachęcam do przetestowania Comet. Odpowiedź na pytanie, czy to przeglądarka dla ciebie, odnajdziesz, gdy sam przełamiesz pierwsze lody. Źródło: https://mamstartup.pl/perplexity-idzie-sladami-google-nowa-przegladarka-ma-sledzic-wszystko-co-robisz-online/Comet – głos na rynku, który warto śledzić
Perplexity Comet – perspektywy przyszłości

