Cloudflare blokuje Gemini i wymusza zmiany w indeksowaniu Google

Nowa era indeksowania – koniec darmowego „paliwa” dla AI?
Ostatnie tygodnie przynoszą wyjątkowo ciekawe zawirowania na linii dostawców treści oraz gigantów technologicznych rozwijających sztuczną inteligencję. **Cloudflare**, jeden z największych dostawców usług chroniących i optymalizujących ruch internetowy, postanowił wstrzymać dotychczasowy festiwal „darmowego” czerpania treści przez boty AI. I to w bardzo bezpośredni sposób – **blokując bota Gemini, z którego korzysta Google** i domagając się nowych, transparentnych zasad indeksowania.
Sam od lat prowadzę serwisy internetowe i regularnie spotykam się z sytuacjami, w których moje własne teksty czy analizy nagle wypływają, czasem niemal żywcem, w odpowiedziach generowanych przez różne AI. Mało tego, najczęściej nie przynosi mi to – ani mojemu biznesowi – żadnych wymiernych korzyści. Myślę, że nie jestem w tym odosobniony.
Właśnie dlatego najnowsza batalia Cloudflare o granice wykorzystywania treści przez gigantów jest tak ważna. Podejmuję zatem próbę uporządkowania tej zawiłej sytuacji i rzucenia światła na jej konsekwencje dla Ciebie – właściciela strony, marketera, specjalisty SEO czy po prostu osoby żyjącej z publikacji w internecie.
Cloudflare mówi „dość”. Koniec darmowej jazdy dla AI?
„Era darmowego indeksowania się kończy” – stanowisko Cloudflare
Prezes Matthew Prince nie zamierza owijać w bawełnę. Według jego wypowiedzi **darmowe indeksowanie treści na potrzeby modeli AI musi przejść do historii**. W planach jest przejście na model **„pay per crawl”**, czyli struktury, w której firmy korzystające z cudzych tekstów na potrzeby treningu własnych algorytmów po prostu płacą za dostęp do określonych zasobów.
Z własnych doświadczeń wiem, ile trudu trzeba włożyć, by zbudować wartościowe treści, przyciągnąć czytelnika i wypracować własną pozycję eksperta. Widok, jak te same materiały stają się pożywką do generowania automatycznych podsumowań, odpowiedzi, czy wręcz syntetycznych kopii na innych stronach, bywa autentycznie frustrujący. Właściwie od dawna czułem, że moment pęknięcia tego balonika musi w końcu nadejść – i być może właśnie jesteśmy tego świadkami.
Cloudflare jako jeden z pierwszych idzie na zwarcie
- Domyślne blokowanie botów AI – każda nowa próba „skrobania” treści przez rozpoznane boty jest wstrzymywana.
- Pay per crawl – zautomatyzowany model rozliczeń za dostęp do poszczególnych stron czy serwisów, o ile właściciele wyrażą na to zgodę.
- Wyraźna misja: przekonać Google do wyciągnięcia wniosków i wprowadzenia pełnej przejrzystości w kwestii tego, jak i do czego wykorzystywane są dane pobrane ze stron www.
Do tej pory spora część właścicieli witryn godziła się na taki stan rzeczy trochę z braku alternatywy – przecież jeśli wyrzucisz bota Google za drzwi, stracisz możliwość klasycznego pozycjonowania. Dziś balans sił powoli zaczyna się przesuwać.
Google kontra Cloudflare – gdzie tkwi haczyk?
Jeden user-agent do wielu zadań
Sytuacja z Google jest nieco bardziej podchwytliwa. Otóż firma ta – w przeciwieństwie do np. Microsoftu czy OpenAI – nie rozdziela swoich botów na te, które odpowiadają za klasyczne indeksowanie, i te, które wykorzystują dane do swoich narzędzi AI, jak Gemini, AI Overview czy Answer Box. Wszystko korzysta z tego samego user-agenta.
Dla przeciętnego właściciela strony oznacza to paranoiczną pułapkę: **blokując boty Google, blokujesz nie tylko AI, ale także tradycyjny ruch wyszukiwarki**. Właściwie taka sytuacja jest patowa, bo niektóre znane mechanizmy radzenia sobie z niepożądanym kopiowaniem treści (np. dyrektywy robots.txt czy tagi nosnippet) są „opcjonalne” po stronie Google.
Możemy tu mówić o swoistym szantażu: jeśli nie pozwolisz na każdy rodzaj indeksowania, stracisz także widoczność w klasycznych wynikach. To sytuacja, w której twórca – zamiast mieć kontrolę nad własną zawartością – staje się petentem uzależnionym od dobrej woli giganta.
Obecne rozwiązania ochronne: czy mają sens?
W teorii Google udostępnił metodę zablokowania AI przez dyrektywę w robots.txt: User-Agent: Google-Extended. Kto, jak kto, ale ja już miałem okazję testować to rozwiązanie i… efekty są mizerne. Praktycznie nie daje to gwarancji zablokowania „skrobania pod AI” bez dotkliwego pogorszenia wyników SEO.
Dodajmy jeszcze do tej układanki tagi nosnippet czy data-nosnippet, które hamują wyświetlanie fragmentów strony w odpowiedziach wyszukiwarki i AI overview, ale jednocześnie mogą obniżyć Twoją widoczność na stronach wyników.
Podsumowując, obecnie mechanizmy ochronne, które moglibyśmy zastosować, to:
- robots.txt z Google-Extended
nosnippet– zarówno w meta-tagu, jak i na poziomie pojedynczych elementów- Wycofanie całych sekcji strony z indeksowania
Jednak wszystkie są bardzo dalekie od ideału. Przypomina to trochę próbę naprawiania przeciekającego okrętu plastrem – na chwilę coś się zatrzyma, ale gruntownej regulacji wciąż brak.
Próby nacisku i plan awaryjny Cloudflare
Cloudflare, w osobie swojego prezesa, zadeklarowało bardzo zdecydowane kroki. **Gemini jest już domyślnie blokowany**. To jasny sygnał: właściciele treści powinni mieć pełen wybór: klasyczne indeksowanie tak, AI bez zgody – nie.
Matthew Prince nie kryje zresztą ambicji – gra idzie o rozdzielenie botów Google oraz możliwość blokowania usług AI (Answer Box, AI Overview) bez strachu przed utratą ruchu organicznego. Ja sam przyklaskuję temu kierunkowi – transparentność i uczciwe zasady korzystania z treści to coś, czego oczekuje chyba każdy, kto inwestuje w jakość portalu czy bloga.
Jeśli Google nie zdecyduje się na podobny krok, Cloudflare rozważa:
- Lobbying na rzecz nowych regulacji prawnych, które wymuszą transparentność i oddzielne „ścieżki dostępu” do danych dla różnych botów.
- Współpracę z innymi dużymi graczami internetowymi celem zbiorowego nacisku na Google.
- Bardziej agresywne blokowanie całych zakresów IP powiązanych z nieuczciwym skrobaniem treści.
Znamienne, że coraz więcej gospodarek zastanawia się, jak zabezpieczyć intelektualną własność swoich firm czy dziennikarzy w obliczu technologii AI. Przy okazji – przypomina mi się głośny przykład z Hiszpanii, gdzie Google również musiało lawirować wobec presji wydawców.
Techniczne ograniczenia – czym Cloudflare wygrywa z OpenAI, a przegrywa z Google?
Warto na trzeźwo przyjrzeć się mechanizmom blokowania. Do tej pory Cloudflare był skutecznym strażnikiem – potrafił odfiltrować boty OpenAI, Anthropic czy Perplexity, i to z dużą precyzją. Wynika to z tego, że każda z tych firm korzysta z własnego, rozpoznawalnego user-agenta, a w razie zmiany IP – z predykcji opartych na wzorcach zachowań botów.
Google natomiast stosuje „jednego bota do wszystkiego”. To trochę tak, jakby pod przykrywką jednego uniformu na imprezę wchodziły zarówno dzieci, dorośli, jak i goście „na gapę”. Z mojego punktu widzenia, do czasu wdrożenia rozdziału user-agentów czy unikalnych identyfikatorów żaden system nie ma szans naprawić tego bałaganu.
Próbując zobrazować skalę wyzwania, posłużę się taką analogią: wszyscy mają już osobiste karty wejściowe na basen, a Google wprowadza całą rodzinę na jednym bilecie i jeszcze próbuje rozmnożyć ręczniki z szatni. No, nie jest to sprawiedliwe.
Rosnąca asymetria – właściciele treści kontra AI
Brak zwrotu – dlaczego boty AI są solą w oku wydawców?
- Znikoma liczba odwiedzin „z AI” – bot OpenAI czy Perplexity zjadają treść, nie przynosząc absolutnie żadnego ruchu na stronę źródłową.
- Google przynajmniej wysyła pewnych odwiedzających – po kliknięciu w podpowiedź czy stronę snippetową ktoś jeszcze ląduje u nas – chociaż coraz rzadziej.
Jest to sytuacja, w której znaczna część branży zaczyna kalkulować, gdzie leży granica opłacalności i lojalności wobec Google. W końcu, kiedy Twój serwis staje się jedynie zapleczem treningowym dla kolejnych chatbotów, trudno nie mieć poczucia, że ktoś przechodzi przez Twój ogród z łopatą – i po cichu wykopuje najładniejsze kwiatki.
Nie ukrywam, że osobiście nie mogę już patrzeć, jak recenzje, które piszę z namysłem, są następnie importowane do AI Overview – i kończą jako jednostronicowe streszczenie, po którym czytelnik już do mnie nie wraca. Jeśli do tego dodać praktyki „pomijania” linków do oryginału czy wrzucania własnych reklam nad cytowaną treścią… Słowem, nie ma róży bez kolców.
Rynkowe konsekwencje – dokąd to wszystko zmierza?
Wyhamowanie botów AI w większości przypadków to dobry znak – oznacza, że bez zgody nie da się już dowolnie korzystać z pracy innych. Google jednak trzyma się kurczowo własnych metod. Pytanie, jak długo inni właściciele witryn będą godzić się na politykę „albo wszystko, albo nic”.
Mogę tylko przewidzieć, że jeśli narastać będzie frustracja wydawców, presja społeczna może przynieść bardzo konkretne efekty:
- Bardziej rozdrobnione spisy indeksów treści (tzw. federacyjne witryny),
- Coraz więcej paywalla,
- Większe inwestycje w technologie zapobiegające kopiowaniu treści,
- Ograniczenie obecności stron w niektórych wyszukiwarkach.
Czyli wracają realia z dawnych lat, kiedy dostęp do cennych źródeł był reglamentowany.
Warcaby, nie szachy – relacje Cloudflare, Google, wydawców i AI
Pozornie Cloudflare to tylko tech-firma dbająca o bezpieczeństwo stron. W praktyce jednak, jej ruch zatrzymał „darmową jazdę” największym botom AI i rozpętał burzę w całej branży. Można nawet rzec, że przejął na chwilę inicjatywę w układzie, gdzie do tej pory Google rozdawał karty.
Co więcej, na tym ruchu mogą skorzystać także sami twórcy AI, jeśli pojawi się jasny, transparentny rynek licencji i autoryzacji. Ja z kolei, gdy wyznaczone zostaną uczciwe zasady gry, chętniej zdecyduję się udostępnić fragmenty własnych zasobów – ale tylko na warunkach, które mi odpowiadają.
Cloudflare, w odróżnieniu od Google, podkreśla niemal: **Twój serwis – Twoje zasady**. Ja takiej postawy zwyczajnie oczekuję, bo każdy, kto „zamiata podwórko” przez tyle lat, chce czuć wpływ na to, co się z jego własnością dzieje.
Kwestie prawne i legislacyjne – nadciąga nowy porządek?
Matthew Prince dał jasno do zrozumienia: w razie dalszego oporu ze strony Google, firma będzie zabiegać o odpowiednie zapisy ustawowe w USA, Unii Europejskiej i innych dużych jurysdykcjach. Tylko całkowita przejrzystość i oddzielenie botów klasycznych i AI da realną ochronę treściom wydawców.
Wielu obserwatorów porównuje tę sytuację do wcześniejszych sporów z Google, na przykład o prawa autorskie do podglądu newsów czy wymuszanie opłat za korzystanie z artykułów prasowych. W Polsce temat praw autorskich w kontekście AI i automatycznego kopiowania treści nabiera rumieńców – zarówno prawnicy, jak i sami autorzy, coraz chętniej korzystają z narzędzi pozwalających wykryć nadużycia.
W moim otoczeniu już głośno komentuje się konieczność większego zaangażowania państwa – szczególnie, że Polska nie należy ani do cyfrowych potentatów, ani do czołówki legislacyjnej w tej dziedzinie. Nic tylko czekać, aż temat trafi na poważnie do Sejmu czy na wokandę sądów europejskich. I tutaj naprawdę nie chodzi o bicie piany, a wyjście na swoje w kontekście globalnych zasad gry.
AI w marketingu, sprzedaży i biznesie – szanse kontra ryzyko
Nie sposób uciec od pytania, co ta cała sytuacja oznacza dla świata marketingu, sprzedaży i automatyzacji biznesowej napędzanej sztuczną inteligencją. Sam korzystam intensywnie z AI w narzędziach make.com oraz n8n i z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że mądre użycie danych to klucz do sukcesu we współczesnej gospodarce. Jednak istotniejsze od samej technologii jest zaufanie – zarówno po stronie twórców, jak i odbiorców.
Z praktyki wiem, jak wiele korzyści niosą dobrze zaprojektowane automatyzacje, które potrafią zebrać setki danych z sieci lub systemów firmowych i przetworzyć je w wartościową wiedzę. Ale jeśli za automatyzacją idzie bezrefleksyjne kopiowanie czyjegoś dorobku, trudno mówić tu o uczciwej innowacyjności. W końcu, jak mówi stare powiedzenie: nie zjesz ciastka i nie masz ciastka – trzeba wypracować kompromis między dostępnością, a ochroną.
Współpracując z klientami, zawsze zwracam uwagę na:
- Zasady korzystania z zewnętrznych API i źródeł danych;
- Licencje i polityki prywatności platform AI;
- Możliwość usankcjonowanego, partnerskiego podejścia do współpracy z twórcami treści.
I mogę śmiało polecić takie podejście – nie warto igrać z ogniem, bo potencjalne szkody wizerunkowe czy nawet prawne mogą przewyższyć krótkotrwałe zyski.
Jak właściciele stron powinni zareagować? Praktyczne porady
Cała sytuacja wprowadza niemałe zamieszanie, ale daje też konkretne wskazówki – jak chronić własne interesy i nie obudzić się z ręką w nocniku.
Co warto zrobić od zaraz?
- Zaktualizować plik robots.txt – nawet jeśli skuteczność wobec Google kuleje, nadal warto mieć kontrolę nad innymi botami.
- Analizować logi serwera i wykrywać nietypowe wejścia – wiele botów AI próbuje zmieniać user-agent, by nie dać się rozpoznać.
- Wyrazić własną politykę AI (np. w regulaminie serwisu) – warto sformułować jawnie, że kopiowanie treści na cele AI wymaga zgody czy licencji.
- Zastanowić się nad wykorzystaniem narzędzi takich jak Cloudflare – pozwalają one na aktywną kontrolę nad ruchem botów.
- Monitorować zmiany legislacyjne – szczególnie w UE i USA; być może nadejdą ciekawe rozwiązania lub nowe obowiązki.
Ja w tej chwili coraz uważniej patrzę, kto „puka” do moich serwisów, a z nowymi projektami wprowadzam zmiany prewencyjne – wolę nie musieć potem dochodzić swoich praw na drodze windykacji czy długich maili do administratorów.
Racjonalny kompromis – czy jest możliwy?
W idealnym świecie każdy miałby do dyspozycji prosty suwak: tradycyjne indeksowanie – tak, AI – tylko po zawarciu umowy. Jednak życie pokazuje, że tu niestety jest pole minowe. Mam jednak cichą nadzieję, że – pod presją wydawców i firm chroniących treści – wyszukiwarki przejdą na wyższy standard etyki i technicznej przejrzystości.
Ostatecznie nikt nie chce, by internet zamienił się w płatny śmietnik bez wartościowych materiałów. O tę równowagę warto zawalczyć.
Jak Cloudflare zmienił internetowy krajobraz – podsumowanie refleksyjne
Doskonale rozumiem rozterki osób prowadzących blogi, portale czy biznesy internetowe – w końcu też jestem w tej grupie. Cloudflare swoimi ruchami odważnie rozpoczyna poważną debatę o przyszłości własności treści w epoce wszechobecnej sztucznej inteligencji.
Google, dotychczas niekwestionowany król indeksowania, nagle musi liczyć się z wymaganiami innych. To nie tylko zmiana praktyk technicznych, lecz także symboliczny przełom – pokazuje, że nawet najwięksi nie są już całkiem bezkarni w swoich działaniach.
Przed nami, właścicielami stron i twórcami treści, rysuje się zatem wybór: ulegać bierności czy odważnie egzekwować własne prawa? Osobiście skłaniam się ku drugiej opcji – bo tylko mądre partnerstwo, przejrzyste zasady i nowoczesne narzędzia (a są nimi na przykład make.com czy n8n) gwarantują rozwój bez utraty kontroli nad własnym cyfrowym dorobkiem.
Gdybym miał swoim doświadczeniem podsumować zachodzące zmiany, powiedziałbym: czuć powiew nowych czasów – ale, jak to w Polsce bywa, lepiej mieć parasol na wypadek burzy. Jeszcze niejedno może nas zaskoczyć.
Źródła i inspiracje
- Własne doświadczenia w pracy z serwisami www i automatyzacją biznesową
- Aktualności branżowe z portali: ithardware, searchengineland, wired
- Oficjalne komunikaty Cloudflare i Google (X/Twitter, blog firmowy)
- Dyskusje właścicieli serwisów internetowych w polskich grupach branżowych
Dołącz do dyskusji
Jeśli masz własne przemyślenia lub pomysły, jak chronić treści w Twoim serwisie, śmiało podziel się komentarzem. Wspólnie możemy wypracować mądrzejszą i sprawiedliwszą przyszłość internetu, która nie skończy się na „darmowej zupie” dla botów AI.
—
Opracowanie: Zespół Marketing-Ekspercki – w praktyce dla lepszego marketingu, sprzedaży i automatyzacji biznesowej.
Źródło: https://ithardware.pl/aktualnosci/cloudflare_wojna_google_ai-43301.html

