Gemini Google ożywi twoje zdjęcia w krótkie filmy wideo
Nowa era animowania wspomnień – czym faktycznie zaskakuje Google Gemini?
Jeszcze do niedawna przekształcanie zwykłych zdjęć w żywą animację przypominało raczej marzenia fanów science fiction niż coś, co mógłbyś zrobić w wolnym czasie – ot, tak po prostu, paroma kliknięciami. A jednak, jak to w życiu bywa, technologia przeskoczyła kolejny próg. Dziś, mając do dyspozycji narzędzie AI od Google, którego ostatnią funkcję przetestowałem z nieukrywanym zaciekawieniem, możesz sprawić, by zdjęcia z rodzinnego albumu, rysunki dziecka albo Twoje krajobrazy sprzed lat zamieniły się w ośmiosekundowe klipy z dźwiękiem, które można pokazać bliskim lub zachować na zawsze.
Przyznam szczerze – sam nie byłem pewien, czy prosta fotografia ze starego telefonu, na której uwieczniłem mojego kota w przedziwnej pozycji, rzeczywiście może zamienić się w coś znacznie ciekawszego niż zwykły obrazek. Gemini od Google wyprowadził mnie z błędu. Gdy zobaczyłem, jak sierściuch podryguje, łapie za łapkę kawałek nitki, a w tle słyszę jeszcze cichutkie mruczenie, to całość sprawia wrażenie, jakbym wrócił do tego momentu „tu i teraz”. Zdecydowanie miłe zaskoczenie!
Jak działa funkcja animowania zdjęć w Gemini?
Współczesne narzędzia AI potrafią nieźle zamieszać w sposobie, w jaki patrzymy na własne archiwa fotograficzne. I właśnie tu pojawia się **Gemini**, czyli autorski system Google do generowania tekstu, obrazu, a teraz także do animowania fotografii. Cały pomysł jest w gruncie rzeczy zaskakująco prosty, choć sztuczki zakulisowe kryją się w wysoce zaawansowanym modelu Veo 3, do którego jeszcze wrócę.
Proces animowania zdjęcia w Google Gemini wygląda tak:
- Wchodzisz do aplikacji lub na stronę www Gemini i wybierasz opcję „Wideo”.
- Wgrywasz wybrane zdjęcie – może to być portret, krajobraz, rysunek czy nawet zwykły zapis ekranu.
- Opisujesz, co ma się wydarzyć na klipie oraz jakie dźwięki mają towarzyszyć animacji (np. „liście na drzewie poruszają się na wietrze, ptaki śpiewają, słychać szelest”).
- System analizuje Twój opis, fotografię i tworzy na tej podstawie ośmiosekundowy klip MP4.
- Gotowy filmik możesz od razu pobrać, udostępnić lub wrzucić do sieci społecznościowych.
Całość trwa dosłownie kilka chwil i, co jest dla mnie szczególnie ważne, nie wymaga ani obsługi Photoshopa, ani montażu w DaVinci Resolve. Ot, kilka kliknięć i gotowe – technologia staje się naprawdę przystępna nawet dla osób, którym montaż wideo kojarzy się raczej z pracami magisterskimi na politechnice niż z domowymi archiwami.
Kluczowe technologie – serce funkcji animowania
Google skorzystało tu z własnego modelu AI o nazwie Veo 3. Jeśli kiedykolwiek interesowałeś się głębiej światem tzw. generatywnej sztucznej inteligencji, to możesz już coś o nim słyszeć. Jednak dopiero teraz stał się on powszechnie dostępny dla użytkownika z ulicy – albo raczej, jak mawiają młodzi: „dla zwykłego śmiertelnika”.
Model Veo 3 odpowiada za kilka rzeczy jednocześnie:
- Analizuje przesłane zdjęcie, wyciąga z niego najważniejsze elementy (kształty, postaci, przedmioty, tło).
- Łączy je z Twoim opisem, by wygenerować realistyczny ruch (np. fale na morzu, powiew wiatru, ruch skrzydełek motyla).
- Dorzuca dźwięki, które albo dobiera z gotowych bibliotek, albo sam generuje na podstawie podpowiedzi tekstowej (tekst-2-audio).
- Składa to w jeden, płynny ośmiosekundowy klip o rozdzielczości 720p i panoramicznym formacie 16:9, z dodanym znakiem wodnym i cyfrowym podpisem (SynthID).
Dzięki temu całość przypomina trochę magię, nie tylko z powodu prestidigitatorskich umiejętności SI, ale też przez fakt, jak bardzo uproszczony stał się sam proces.
Intuicyjne narzędzie – zero stresu, maksymalna frajda
Nie będę owijał w bawełnę – mam za sobą kilka podejść do „ożywiania” zdjęć w rozmaitych programach. Próbowałem AI w popularnych edytorach, bawiłem się prostymi aplikacjami mobilnymi, ale zawsze czegoś mi brakowało: albo efekt pozostawiał wiele do życzenia, albo trzeba było spędzić długie minuty (a nawet godziny!) na demontażu i ponownym składaniu ścieżek ruchu, dźwięków itp. Tutaj jest zupełnie inaczej.
Gemini kusi prostotą – i to chyba jego najmocniejszy atut. Nawet jeśli uważasz się za technicznego minimalistę albo „starego wygę”, narzędzie nie wywoła w Tobie frustracji. Klik – zdjęcie, klik – opis animacji, klik – „generuj”, i po chwili możesz już oglądać (i pokazać innym) swoją animowaną wizję.
Subskrypcje i koszty – czy to się w ogóle opłaca?
Jeśli uważasz, że dobre narzędzia muszą sporo kosztować, to… właściwie masz rację, przynajmniej w kontekście Gemini. Google zdecydował się wprowadzić funkcję najpierw w wersji dla abonentów pakietów AI Pro oraz Ultra. To oznacza, że musisz być gotowy, by miesięcznie wyłożyć ok. 100 zł na subskrypcję Pro (Ultra to koszt znacznie wyższy).
Trzeba jednak przyznać, że w porównaniu z kosztami profesjonalnego montażu, studio animacji czy nawet samodzielnych prób z zaawansowanym oprogramowaniem, to i tak rozsądny próg wejścia.
Dostępność funkcji:
- Subskrypcje Pro i Ultra – funkcja animowania zdjęć dostępna w tych pakietach zarówno na stronie www, jak i w aplikacjach mobilnych Google Gemini.
- Flow – bardziej zaawansowane narzędzie, z którego mogą korzystać twórcy wymagający większej kontroli nad efektem końcowym.
- Stopniowe rozszerzanie dostępności – obecnie usługa działa w wybranych krajach, Google zapowiada jednak kolejne wdrożenia.
Gdyby ktoś mnie zapytał, czy warto – powiem szczerze: jeśli tworzysz content na social media, zajmujesz się fotografią rodzinną albo po prostu kochasz eksperymentować z nowinkami technologicznymi, to oferta wyda ci się kusząca. Koszt rozkłada się na dziesiątki (a nawet setki) animacji, które możesz stworzyć w kilka minut. Jakby nie patrzeć, coś za coś.
Zastosowania w praktyce – jak można wykorzystać animowanie zdjęć?
Człowiek z natury lubi być kreatywny – nawet jeśli twierdzi, że brak mu wyobraźni, to samo życie podsuwa tysiące okazji, by „coś podkręcić”, dorzucić szczyptę magii codzienności. Funkcja animowania zdjęć w Gemini daje właśnie taki impuls – używasz prostego narzędzia, a nagle zdjęcie cioci Krysi z imienin zamienia się w żywą scenę, w której towarzyszy jej skaczący kot, delikatne światło i odgłosy rozmów.
Przykładowe zastosowania, które sam przetestowałem lub które podsunięto mi w rozmowach z innymi użytkownikami:
- Animacje rodzinnych zdjęć – portret babci może „ożyć”, zacznie do nas mrugać, poruszy dłonią lub uśmiechnie się.
- Dziecięce rysunki – odtworzenie scenki, w której zwierzątko z obrazka faktycznie biega, śpiewa czy się wygłupia. Dla rodzica to wspaniała pamiątka, a dla dziecka źródło uciechy („Mamo, mój smok naprawdę zionie ogniem!”).
- Krajobrazy i natura – zdjęcia wakacyjne stają się pamiątkową pocztówką ze śpiewem ptaków, szumem morza i powiewem trawy na wietrze.
- Profesjonalny content marketing – twórcy treści mogą „podkręcić” zdjęcia w prezentacji, reklamie czy na Instagramie, przyciągając uwagę publiczności oryginalnym klipem.
- Dokumentacja wydarzeń – zdjęcie z konferencji lub wydarzenia zamieniasz w krótką relację wideo, gdzie eksplozja fajerwerków czy rozmowy są autentycznym tłem.
Niektórzy idą jeszcze krok dalej – zamieniają stare fotografie na animacje pojawiające się w relacjach z okazji jubileuszy, tworzą krótkie, żywe archiwa rodzinne, bawią się montażem w szkolnych czy uczelnianych projektach.
Moc tkwi w szczegółach – dlaczego krótkie animacje działają?
Osiem sekund – na pierwszy rzut oka to niewiele. A jednak ta długość pozwala przekazać emocje, które w statycznej fotografii są jedynie zasygnalizowane, a w długich filmach… zbyt szybko rozwodnione.
Efektywny ośmiobitowy storytelling:
- Media społecznościowe – tu liczy się pierwsze wrażenie, a ośmiosekundowy filmik łatwo wrzucić do rolki, story lub posta. Ze zdjęciem trudno pobić click-rate, z animacją – już znacznie prościej.
- Prezentacje multimedialne – krótka animacja świetnie uzupełnia slajd z kluczową informacją albo podkreśla główny temat wystąpienia.
- Wysyłanie pamiątek bliskim – dziecięca laurka lub pocztówka z wakacji nagle zyskują nową jakość jako cyfrowa animacja z dźwiękiem.
Jak widać, nie trzeba być Picassą, żeby zachwycić babcię czy rozbawić szefa na spotkaniu firmowym – wystarczy odrobina pomysłu i wola, by „rozruszać” własne zdjęcia.
Bezpieczeństwo i autentyczność – główne filary nowej usługi
Google od początku podkreśla, że nie zamierza ryzykować naruszeń prywatności ani bezpieczeństwa. Rozumiem te obawy, bo sam nie raz zadawałem sobie pytanie, czy AI nie wprowadzi za dużo zamieszania, jeśli chodzi o prawdziwość treści czy bezpieczeństwo danych. Na szczęście tutaj podejście jest dość rozsądne.
Zasady autentyczności i bezpieczeństwa wdrożone w Gemini:
- Każdy wygenerowany film otrzymuje widoczny znak wodny oraz cyfrowy „podpis” SynthID, który potwierdza, że materiał pochodzi z AI.
- AI regularnie przechodzi testy bezpieczeństwa (tzw. „red-teaming” – specjaliści od cyberbezpieczeństwa sprawdzają podatność na nadużycia czy wytwarzanie szkodliwych animacji).
- Zespół monitoruje treści, reaguje na zgłoszenia i stale rozwija filtry mające eliminować niechciane lub szkodliwe animacje.
- Twoje dane i przesłane zdjęcia będą przetwarzane zgodnie z regulaminem i zawsze masz możliwość usunięcia swojej zawartości z systemu.
Jak dla mnie, daje to pewien spokój ducha, zwłaszcza, że w obecnych czasach właściwe zabezpieczenia stają się tak naprawdę solą w oku internetowych nieuczciwców.
Dyskretne oznaczenia – koniec z „deep fake’ami na dziko”
Warto pochylić się jeszcze nad jednym aspektem. Filmy powstałe w Gemini są oznaczone zarówno wizualnym znakiem wodnym, jak i niewidocznym cyfrowym podpisem. To rozwiązanie, które pozwala po latach zweryfikować, czy dana treść powstała przy udziale SI – i, powiedzmy szczerze, w czasach, gdy internet zalewają fejki, to naprawdę porządna kotwica dla autentyczności.
Posługując się porównaniem: to trochę jak podpis pod obrazem – dzięki niemu nawet po długim czasie wiadomo, kto i w jakiej technice dzieło stworzył.
Ograniczenia, wyzwania, przyszłość – czego się spodziewać?
Nie ma róży bez kolców – przewaga rozwiązań SI tkwi dziś w ich niesłychanej dostępności, lecz zawsze znajdzie się jakaś łyżka dziegciu w beczce miodu.
Ograniczenia obecnej wersji Gemini animującej zdjęcia:
- Czas trwania – na razie każdy klip to dokładnie osiem sekund, niezależnie od tematyki czy własnych pomysłów na dłuższą opowieść.
- Jakość techniczna – mimo rozdzielczości 720p, efekt końcowy bywa czasem lekko sztuczny, a ruchy postaci znacząco odbiegają od rzeczywistości (tu już wyobraźnia gra pierwsze skrzypce, ale i czasami lekko kuleje).
- Brak personalizacji ścieżek dźwiękowych – obecnie system korzysta z bazowych efektów, przez co złożona aranżacja muzyczna wymaga edycji po stronie użytkownika.
- Koszty subskrypcji – jak już wspomniałem, dostęp wyłącznie w płatnych pakietach, co może odstraszyć okazjonalnych użytkowników.
Sam, po kilku testach, zauważyłem też, że system np. gorzej radzi sobie ze zdjęciami bardzo złożonymi (dużo szczegółów w tle), czasami myli niektóre elementy i generuje „ruchy” nie do końca zgodne z rzeczywistością. Ale – praktyka czyni mistrza, a narzędzia AI rozwijają się w niesamowitym tempie.
Moje doświadczenie z Gemini – kilka osobistych refleksji
U mnie sentyment do zdjęć rodzinnych jest silny – jak u większości z nas, każda fotografia to nośnik emocji, opowieści, nieraz nawet smutku po stracie kogoś bliskiego. Gdy pierwszy raz odpaliłem animację portretu dziadka, zamiast sztywnego zdjęcia zobaczyłem, jak mruga okiem, lekko się uśmiecha, a w tle słychać szum radia – no, nie powiem, łezka się zakręciła w oku.
Ale najwięcej frajdy miał mój siostrzeniec, który zobaczył własny rysunek dinozaura… i dinozaur nie tylko się poruszał, ale wydał z siebie efektowny ryk. Dzieciaki były wniebowzięte – i trudno się dziwić. Czasem właśnie takie rezultaty powodują, że technologię zaczyna się traktować jak dobrego kumpla, a nie tylko narzędzie.
Poczucie, że własne zdjęcie „ożyło” dzięki kilku kliknięciom, jest jakby spotkać się z własnym wspomnieniem w zupełnie nowej, zaskakującej postaci. Równocześnie gdzieś z tyłu głowy mam drobny niepokój – bo technologia, choć zachwyca, może wpłynąć na to, jak będziemy wierzyć zdjęciom i filmom w przyszłości. Stare, dobre powiedzenie „oko nie kłamie” robi się trochę nie na czasie, prawda?
Kilka rad i ciekawostek dla tych, którzy testują Gemini pierwszy raz
Przede wszystkim – baw się eksperymentując! Gemini daje naprawdę sporo luzu (i śmiechu).
Moje tipy po kilku rundkach z AI:
- Im lepiej opiszesz ruch i dźwięk, tym ciekawszy efekt – jasne „zielony ptak macha skrzydłami, śpiew w tle” zadziała znacznie lepiej niż lakoniczne „ptak leci”.
- Lepsze efekty uzyskuje się na zdjęciach z jednym, dobrze widocznym obiektem – tłok i bałagan w tle potrafią namieszać AI w animacji.
- Nie bój się zalążków absurdalnego humoru – animuj coś nietypowego, bo czasami SI zaskakuje (u mnie balon na imprezie zaczął tańczyć poloneza…).
- Sprawdzaj każdą animację pod kątem „dziecięcej cenzury”, bo niekiedy AI wygeneruje ruchy lub dźwięki lekko mijające się z Twoją intencją.
- Rób backupy zdjęć i filmów – bo czasem lepiej mieć „oryginał na wszelki wypadek”, zwłaszcza jeśli planujesz animować ważne, rodzinne archiwa.
Wpływ nowej funkcji Gemini na rynek marketingu i automatyzacji
Nie jest chyba niespodzianką, że pojawienie się takiego narzędzia budzi emocje nie tylko wśród rodziców dzieci biegających po podwórku, ale też wśród marketingowców, właścicieli marek, blogerów, influencerów i wszystkich tych, którzy szukają nowych sposobów przyciągania uwagi w mediach cyfrowych.
W mojej pracy w Marketing-Ekspercki (gdzie AI to chleb powszedni, a automatyzacje w make.com czy n8n pomagają nam codziennie „wyjść na swoje”), dostrzegam kilka wyraźnych trendów, które wypchnęła na powierzchnię właśnie funkcja animowania zdjęć przez SI.
Wykorzystanie Gemini w działaniach marketingowych:
- Tworzenie unikatowych krótkich form reklamowych – „żywy” produkt w kilka sekund prezentuje się ciekawiej niż statyczny baner.
- Szybkie produkowanie spersonalizowanych materiałów pod kampanie targetowane, gdzie każda animacja może być nietuzinkowym „call-to-action”.
- Przyspieszenie obiegu testów kreacji – klient nie musi czekać tygodni na projekty, bo AI pozwala błyskawicznie „pobawić się” różnymi wersjami.
- Wdrażanie automatycznych cykli tworzenia treści – opakowane animacje w kampaniach CRM, newsletterach czy dedykowanych landingach.
- Działania contentowe z efektem „wow” – fotografowie czy marki publikujące animowane wizytówki, cyfrowe diary, GIF-y czy mini-klipy z własnych kolekcji zdjęciowych.
Zresztą, w przypadkach, gdy korzystamy z automatyzacji (np. za pomocą make.com), da się już dzisiaj ustawić maraton: wrzucamy setkę zdjęć, AI je animuje wg określonych wytycznych, a potem same wpadają do bazy contentowej i podlegają dalszej dystrybucji na wyznaczone kanały. Prawdziwa rewolucja codziennej pracy marketera!
Gemini z make.com i n8n – niestandardowe automatyzacje na wyciągnięcie ręki
Tutaj otwierają się kolejne drzwi – jeśli masz już doświadczenie z systemami klasy make.com (albo n8n), możesz łączyć funkcję animowania zdjęć z innymi procesami. Nie musisz wyklikiwać wszystkiego ręcznie, bo integracje pozwalają na przykład:
- Automatyczne pobieranie zdjęć z chmury czy skrzynki mailowej, generowanie animacji i wrzucanie ich do obiegu wewnętrznego firmy.
- Tworzenie cyklicznych raportów czy newsletterów z animowanymi zdjęciami projektów (świetne narzędzie reportingowe dla zespołów kreatywnych).
- Szybkie testowanie animacji na różnych grupach odbiorców bez ręcznej pracy (A/B testy trafiają w bardziej wymagających klientów, łapiąc ich za oko dosłownie w pierwszych sekundach).
Dla mnie, jako kogoś, kto lubi „robić swoje” automatyzacjami i mieć więcej czasu na kawę, to nie tylko poprawa efektywności, ale i satysfakcja z bycia krok przed konkurencją.
Porównanie z innymi narzędziami AI na rynku
Ku zaskoczeniu, nie tylko Google ma w zanadrzu takie sztuczki. Rynek AI jest jak grzyby po deszczu, pojawiają się kolejne narzędzia, które zabiegają o uwagę użytkowników. Jednak, przynajmniej na dziś, Gemini wyróżnia się kilkoma cechami, które warto podkreślić.
Czym Gemini wygrywa w starciu z resztą?
- Prostota obsługi – w większości konkurencyjnych narzędzi musisz klikać przez dziesiątki opcji lub dłubać w parametrach. Tu jest intuicyjnie nawet dla laika.
- Kreatywna kontrola – nie ogranicza cię do gotowych szablonów, bo sam opisujesz, co i jak chcesz animować.
- Dostępność w wersji na smartfony – obecnie nie każdy gracz oferuje równie bogatą funkcjonalność w aplikacji mobilnej.
- Bezpieczeństwo i dowód AI pochodzenia – systemowe oznaczenie filmików, zarówno widoczne, jak i ukryte, przyda się szczególnie tam, gdzie autentyczność liczy się bardziej niż „świecące oczka”.
Na minus należy zaliczyć ograniczenia czasowe (ten stały, ośmiosekundowy format może nie każdemu przypaść do gustu), no i – rzecz jasna – koszty.
Inspiracje, przykłady i pomysły – jak wycisnąć najwięcej z animacji AI?
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła, ale też do świetnych rezultatów! Moje doświadczenia pokazują, że Gemini nadaje się zarówno do prostych zabaw w gronie bliskich, jak i do działań bardziej „na serio”, gdy stawką są skuteczne kampanie marketingowe czy projekty artystyczne.
Inspiracje na start:
- Przygotuj animowaną wersję starej klasowej fotografii – zobaczysz, jakie wywoła emocje w gronie dawnych znajomych.
- Ożyw komiksowe rysunki do relacji na mediach – nagle graficzny pasek zyskuje zupełnie nowy wymiar (i fani dosłownie pękają ze śmiechu).
- Animuj logo swojej firmy do krótkich intro filmów wideo – klient zapamięta cię nie przez statyczne wzory, a przez ruch, kolor i dźwięk.
- Zrób własny rodzinny album „żywych” zdjęć – każda strona z innym efektem specjalnym, który rozbawi seniorkę czy dzieci podczas rodzinnych spotkań.
- Testuj nietypowe pomysły: zamień autoportret na śmieszną wersję animowaną z „tańczącym wąsem” czy poruszającą się fryzurą – humor nie zna granic.
Dla odważniejszych – da się złożyć nawet całą „miniserianę” z ośmiu, dziesięciu animowanych klipów, składających się w jedną opowieść, która potem rozchodzi się wiralowo po mediach.
Przyszłość animowania zdjęć przez AI – co dalej?
Zanim się obejrzymy, AI zacznie generować nie tylko osiem, ale szesnaście, trzydzieści sekund czy minutowe filmy. Zresztą, ograniczenia znikają z każdą nową iteracją systemu. W mojej opinii, to tylko kwestia czasu, aż animowane zdjęcia staną się codziennością nie tylko w mediach społecznościowych, ale w całym sektorze edukacyjnym, artystycznym czy naukowym.
Nie zdziwię się, jeśli za moment rozwiną się całe społeczności wymieniające się gotowymi opisami animacji, pojawią się biblioteki gotowych szablonów, a branża edukacyjna prześcignie się w pomysłach, jak wykorzystać „żywe zdjęcia” w nauczaniu historii, nauk ścisłych czy sztuki.
Choć, jeśli mam być szczery, najbardziej czekam na moment, gdy AI „ożywi” nie tylko obraz i dźwięk, ale całą gamę emocji, w pełni spersonalizowaną pod widza. Ale to już chyba materiał na kolejny rozdział – kto wie, może napiszę o tym następnym razem?
Kilka praktycznych porad na koniec – żebym nie wyszedł na gołosłownego gadacza
Wiedza to potęga, ale z praktyką zawsze wychodzi lepiej. Dlatego, zanim wrzucisz własne zdjęcie do Gemini, pozwól, że podzielę się paroma „trikami z podwórka”:
Pro tipy:
- Wybieraj zdjęcia z dobrze oddzielonym głównym obiektem od tła – AI mniej się wtedy gubi.
- Przetestuj kilka wersji opisów animacji – jeden szczegół (np. „delikatne drżenie liści” kontra „liście trzepocą na wietrze”) potrafi całkowicie zmienić efekt końcowy.
- Oglądaj każdą animację kilkukrotnie – AI czasem potrafi dorzucić nieoczekiwane ruchy, które raz śmieszą, a raz psują całą magię.
- Nie obawiaj się oznaczeń AI – odpowiedzialność i uczciwość są dziś na wagę złota. Twoi odbiorcy szybko docenią transparentność.
- Jeśli korzystasz z automatyzacji biznesowych (make.com czy n8n), już teraz testuj integracje – czas to pieniądz, a nowe workflow dadzą ci niespodziewaną przewagę.
Ot, takie małe rzeczy, które robią dużą różnicę.
Podsumowanie (czyli „cała prawda prosto w oczy”):
Funkcja animowania zdjęć w Gemini to narzędzie, któremu warto się przyjrzeć z bliska – zarówno jeśli jesteś zwykłym użytkownikiem, zapalonym rodzicem, twórcą contentu, jak i profesjonalistą w marketingu czy sprzedaży, korzystającym na co dzień z automatyzacji i AI. Osiem sekund animacji wystarczy, by zdjęcie zyskało nowe życie, wzruszyło bliskich, rozbawiło dzieci, przyciągnęło klientów lub zwyczajnie dało ci chwilę satysfakcji z bycia „na czasie”.
Sam zamierzam korzystać z tej opcji częściej niż planowałem na początku. Bo w tym całym postępie technologicznym najważniejsze nadal pozostaje to, ile radości wyciągniesz z prostych, codziennych przyjemności. A możliwość „ożywienia” wspomnień – czy to nie jest najbardziej ludzkie marzenie, jakie przyświeca naszemu cyfrowemu życiu?
Na koniec wrzucam jedno swoje zdjęcie z dzieciństwa – zamienione w animację Gemini wygląda… może nie perfekcyjnie, ale jak mawiał dziadek: „czasem lepiej śmiać się z dziur w spodniach niż płakać nad ich brakiem”. I tego się trzymajmy.
Źródło: https://imagazine.pl/2025/07/11/gemini-ozywi-twoje-zdjecia-nowa-funkcja-zamieni-fotografie-w-wideo-z-dzwiekiem/

